sobota, 22 lutego 2014

La Mer SPF 18 fluid tint



O produktach La Mer, historii marki i filozofii firmy ciekawie napisała Irena więc zapraszam Was do poczytania jej posta KLIK.  

La Mer spf 18 fluid tint to mój pierwszy i jak dotąd jedyny pełnowymiarowy produkt tej marki. Używałam go całe lato bo trzeba przyznać ze produkt jest wydajny. Latem zastępuję podkłady czymś lżejszym i kosmetyki łączące zalety i działanie kremów z jednoczesnym nadaniem koloru skórze są  dla mnie świetnym rozwiązaniem.

  
La Mer fluid tint to właśnie taki krem z kolorem z tym że kolor, mimo, że widoczny po wyciśnięciu z tubki – voilà


na twarzy jest praktycznie niewidzialny. Daje jedynie odcień lekko opalonej skóry, nie daje efektu fluidu, czyli nie przykrywa właściwie nic prócz delikatnej korekcji przebarwień. Mnie to nie przeszkadza a wręcz przeciwnie nawet cieszy, ponieważ przebarwienia latem to moje główne utrapienie. Cóż ja poradzę, że nie przepadam za piegami i plamkami posłonecznymi. Coś, co na młodej buźce wygląda co najmniej słodko na twarzy dojrzałej kobiety słodkie bynajmniej nie jest. Tu La Mer fluid tint przychodzi z pomocą.

Kolejny plus to świetne nawilżenie tracące wręcz o tłustość i nieco tandetny błysk skóry ale latem mi to zupełnie nie przeszkadza. Zresztą ten efekt nie trwa długo, przynajmniej na mojej suchej jak wiór twarzy. Ogromnym plusem jest więc fakt, że La Mer fluid tint zastępuje mi krem. Mam więc dwa w jednym – krem i pokrycie tego co chcę ukryć na twarzy.

Konsystencja produktu jest średnio gęsta, przypomina podkład. Krem dobrze się rozprowadza na skórze i jak wspomniałam jest bardzo wydajny. Używałam go całe lato i starczyło jeszcze na jesienne dni, gdy z powodzeniem nadal zastępował lekki podkład. Wystarczyło tylko przeciągnąć po twarzy jakimś pudrem sypkim lub kompaktowym.

Opakowanie jest poręczne i ekonomiczne. Plastikowa 50ml tuba może zostać przecięta i można z łatwością zużyć, drogi bądź co bądź produkt do końca. 


Zapach jest akceptowalny, choć morski. Przypomina mi trochę zapach wodorostów wyrzuconych na brzeg w pochmurny dzień.  

Reasumując jest to według mnie bardziej krem niż fluid, nie sprawdzi się u osób z mieszaną cerą a tym z tłustą wręcz odradzam – będziecie się świecić jak te, no… (pip, pip,pip). :)

Używacie takich produktów latem?

 
Czytaj dalej ...

poniedziałek, 3 lutego 2014

Wdzięczę się do Was wspólnie z Diorem ;)

Ostatnio jakoś nie porywały mnie kolekcje limitowane, aż sama się sobie dziwię ;) Jednak wiosenne propozycje moich ulubionych marek Dior, Chanel, Guerlain i Givenchy są tak atrakcyjne, że nie sposób przejść obok niektórych produktów obojętnie.

Moje zakupy na razie ograniczyły się do kilku produktów z kolekcji Trianon Diora, Les Notes de Printemps Chanel i cienia z Over Rose Givenchy.

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać błyszczyk Dior Addict o wdzięcznej nazwie Minauderie czyli Umizgi :)


W kolekcji Trianon znajdziemy 4 błyszczyki a wśród nich tę oto perełkę - piękny lawendowo-różowy z mikroskopijnymi drobinkami, które pozostają na ustach nawet gdy kolor błyszczyka jest już tylko wspomnieniem ;)


Jak widzicie mam nadzieję, kolor jaki Minauderie daje na ustach jest naturalny ale jednocześnie widoczny dzięki wspomnianym drobinkom, które ślicznie mienią się w świetle.

Sam w sobie błyszczyk Dior Addict jest poręczny w użyciu (posiada pędzelek), konsystencja jest  dość gęsta ale nietłusta i nieobciążająca a zapach wyczuwalny ale niedrażniący. Moim zdaniem kolor wcale nie jest zarezerwowany na wiosnę bo również w zimowym, ostrym czasem słońcu pięknie wygląda na ustach.

Hmmm, chyba tylko tyle mogę napisać o błyszczyku, chociaż przyznam, że ostatnio przedkładam je nad szminki, które zimą nieco wysuszają mi usta.


Kuszą Was limitowane kolekcje, czy raczej przechodzicie obok obojętnie?

Czytaj dalej ...
Blog template designed by SandDBlast