Pielęgnacja to mój konik od dłuższego czasu. Wynika to zapewne z wieku, z potrzeb mojej skóry ale także z przyjemości zużywania. Kolorówki, mimo szczerych chęci nie jestem w stanie zdenkować i to mnie frustruje :/
Produkty do ciała lubię na równi z pielęgnacją twarzy, choć ich działanie trudniej jest zaobserwować.
Są wśród nich takie, które lubię i do których wracam, takie które polubiłam od pierwszej aplikacji a także takie, które mnie nie zachwyciły. Dzisiaj przedstawię Wam kilka z nich.
Od razu na wstępie zaznaczę, że nie przepadam za bogatymi, tłustymi, maślanymi produktami do ciała (co innego do twarzy, czy dłoni) mimo, że posiadam suchą skórę. Poniżej znajdziecie produkty raczej o lekkich teksturach.
SAI-SEI MINERAL DEEP MOISTURE BODY CREAM to produkt wchodzący w skład linii stworzonej przez założycielkę Space.NK Nicky Kinnaird. Markę poleciła mi
Irena i po raz kolejny nie zawiodłam się na jej zdaniu.
Sai-Sei oznacza „narodziny i odnowę”. Nancy Kinnaird wpadła na pomysł stworzenia tej linii kosmetyków do ciała po wizycie w gorących bogatych w minerały źródłach Japonii.
Deep Mineral Moisture Body Cream ma zielonkawy kolor, lekką konsystencję i świeży, morski zapach, zupełnie inny niż dotąd mi znanych produktów do ciała. Na skórze daje efekt schłodzenia, co jest bardzo przyjemnym uczuciem po męczącym dniu. Produkt zawiera sód, potas, wapń, magnez, wyciąg z herbaty Uji, z ryżu, olej Tsubuki, pozyskiwany z tzw. zimowej róży. Wszystkie te składniki zapewniają długotrwałe nawilżenie.
Kosmetyk dobrze się wchłania ale pozostawia na skórze delikatny film, który mojej suchej skórze absolutnie nie przeszkadza. Jest także bardzo wydajny. Kupiłam go w zestawie z peelingiem i żelem pod prysznic za £15. Chętnie rozejrzę się za kolejnym opakowaniem.
CLARINS MASVELT BODY SHAPING CREAM to lekki krem do masażu redukujący tkankę tłuszczową. W składzie znajdziemy m.in. keratolinę, która wygładza i zmiękcza skórę, sveltonyl, który wyszczupla i pojędrnia oraz naturalny sok z liści bambusa, który drenuje skórę.
Krem ma lekką konsystencję, bardziej zbliżoną do balsamu. Zapach przypomina woń jakiegoś zboża… może owsa? Niespecjalnie mi się podoba :/ Działanie, które gwarantuje producent to wyszczuplenie, czyli zmniejszenie krągłości oraz poprawa wyglądu skóry.
Faktycznie kosmetyk likwiduje szorstkość, wygładza i przyjemnie nawilża. Nie zauważyłam natomiast ani wyszczuplenia, ani zmniejszenia cellulitu czy rozstępów, ale przyznam szczerze, że nie wierzę aby jakikolwiek kosmetyk był w stanie tak działać. Dużym plusem Masvelt jest zmiękczenie skóry, która staje się gładsza, jędrniejsza – pomarańczowa skórka jest mniej widoczna. Wydajność jest spektakularna a więc jej stosunek do ceny jest zadowalający. Za 200ml zapłacimy 219zł. Mimo tych zalet raczej do niego nie wrócę.
BATH&BODY WORKS to marka, która często gościła na moim blogu. Od momentu jej wejścia na polski rynek zdążyłam już poznać asortyment, wyrobić sobie zdanie i przyzwyczaić do kilku produktów, które uważam za ciekawe i unikalne. Jedną z linii marki, którą cenię jest AROMATHERAPY. Z tej linii natomiast bardzo lubię m.in lotion do ciała Jaśmin i Wanilia. Miałam dwa flakony. Jak większość produktów B&BW i ten wyróżnia się mocnym zapachem, który utrzymuje się długo, przy czym jaśmin jest mocno przytłumiony przez wanilię. Kosmetyki B&BW nie zachwycają składami ale moja skóra polubił ten balsam. Pięknie pachnie, jest wydajny i dobrze natłuszcza moją suchą skórę. Pozostawia na niej delikatny film i skóra potraktowana nim wieczorem jest delikatna, miękka i wygładzona cały następny dzień. Dużym plusem w moich oczach jest opakowanie z pompką i … retro design butelki. Za 149ml (amerykańskie pojemności wciąż mnie zaskakują ;) zapłacimy 49zł. Jeśli będziecie miały okazję zwróćcie uwagę na inne produkty z serii Aromatherapy – warto.
Moja relacja z kosmetykami PHENOME jest skomplikowana. Próbowałam zaprzyjaźnić się z kilkoma produktami i tak naprawdę polubiłam tylko jeden – WAKE-UP INVIGORATING SORBET. Ten energizujący produkt do ciała z werbeną i limonką ma konsystencję żelo-mleczka i cytrynowy kolor. Pięknie świeżo pachnie i dla tego zapachu m.in. skusiłam się już na 2 opakowanie. Po aplikacji odczuwam przyjemne schłodzenie. Zawiera m.in. wodę różaną, aloesową, cytrynową, ekstrakty z liści werbeny, skórki pomarańczy, sok aloesowy i oleje jojoba, makadamia i buriti. Aplikując go na skórę wyraźnie wyczuwam wodną bazę. Sorbet przyjemnie nawilża, choć nie na długo, odświeża i odpręża. Podobno powinno się go stosować latem ale moja sucha skóra nawet latem nie odczuwa długotrwałego nawilżenia tym produktem. Plus za higieniczność - opakowanie z pompką i za wydajność. Za 200ml kosmetyku trzeba zapłacić ok. 100zł. Wrócę do niego bo uzależniłam się od zapachu ;)
Jakie są Wasze ulubione mleczka, masła, balsamy do ciała?