niedziela, 29 czerwca 2014

Rouge Nouveau Weightless Lip Colour Laury Mercier

Jestem uzależniona od szminek i błyszczyków więc nic dziwnego, że gdy na nasz rynek weszła marka Laura Mercier to szminki właśnie, obok osławionej już zapachowo pielęgnacji, przykuły moją uwagę.

Rouge Nouveau Weightless Lip Colour to szminka, którą miałam okazję przetestować.


Szminki z tej linii nie zawierają parafiny. Ich formuła jest tak lekka, że na ustach są zupełnie niewyczuwalne stąd też zapewne nazwa "weightless". W linii znajdziemy cztery wykończenia; sheer, matte, crème, pearl. Kolorów jest 15 i dla ułatwienia nazwy zaczynają się od liter każdego rodzaju wykończenia. Ja posiadam Silk w wykończeniu sheer.


Opakowania tych szminek są bardzo eleganckie. Szaro-srebrne tekturowe pudełeczko skrywa piękne bakłażanowo-brązowe opakowanie mieniące się w świetle jak pancerz żuka. Uwielbiam :)


Silk to koralowa czerwień z domieszką różu. Sztyft jest cienki ale nie na tyle aby obawiać się, że się złamie podczas aplikacji. Wykończenie sheer daje naturalny, nieco przezroczysty kolor a faktura jest bardzo komfortowa. Pomadka nie wysusza, nie podkreśla suchych skórek i nadaje ustom przyjemnej miękkości.





Czytaj dalej ...

wtorek, 24 czerwca 2014

Face Color Enhancing Trio Shiseido

Face Color Enhancing Trio Shiseido to produkt 3 w 1. Sporo marek idzie teraz w produkty wielofunkcyjne w makijażu. Podobne paletki znajdziecie m.in. w letnim wydaniu makijażu według Chanel.



O ile jaśniejsza paleta Chanel nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia, o tyle paletki Shiseido już zachwyciły, praktycznie wszystkie.
W aktualnej ofercie marki znajdziemy 4 paletki, służące do osiągnięcia 4 różnych efektów :

źródło: shiseido-club.de
Lychee da nam naturalny i rozświetlający look, Peach - nieco bardziej widoczny i wyszukany, Apple - zdrowy i naturalny jak po słonecznym pocałunku i Plum - opalony.

Obejrzałam wszystkie 4 i wydaje mi się, że ich główną zaletą jest to, że wszystkie pasują do każdego typu urody. Nakładałam po kolei wszystkie i we wszystkich wyglądałam dobrze (no, ostatecznie ładnemu, we wszystkim ładnie buahahaha ;). Każdy tworzył po prostu na mojej twarzy inny efekt. Nawet najciemniejszy Plum wyglądałby dobrze, gdybym była mocniej opalona.
Wybór był więc dość trudny ale ostatecznie, po radzie Pauliny, Irenki i Dolly zdecydowałam się na Apple, czyli RD1.
Przy okazji, jeśli będziecie chciały zamówić online albo pytać o dostępność produktu przez telefon to trzeba posługiwać się tymi literowymi oznaczeniami - na opakowaniu nie ma nazw. 


Produkt składa się z  trzech części: różu, niby-brązera i rozświetlacza.
Wszystkie te trzy elementy paletki są bardzo dobrze napigmentowane, dość intensywne na swatchach. Mogą się wydać nieco pudrowe przy nabieraniu palcem ale ja określiłabym ich konsystencję raczej jako pudrowo-kremową, która po nałożeniu na twarz pięknie do niej przylega.

Do palety dołączony jest poręczny, ścięty pędzelek, dzięki któremu łatwo nałożymy każdy kolor osobno na wybrane partie twarzy lub zblendujemy wszystkie.



Wszystkie trzy kolory mają przejrzyste, nieco perłowe wykończenie a na twarzy tworzą tzw. efekt glow.


Uwaga, legenda do zdjęcia ;)
Na prawym poliku wszystkie trzy produkty są nałożone osobno, na lewym zblendowane.
Oba efekty są, moim zdaniem, bardzo ładne.
Jeśli chodzi o kolor "brązera" mógłby być mniej pomarańczowy ale mam nadzieję, że na opalonej twarzy będzie wyglądał idealnie.

Co sądzicie?



Czytaj dalej ...

sobota, 21 czerwca 2014

Undercover Pot Laury Mercier


Undercover Pot Laury Mercier to produkt tzw. 3 w 1. O ile niezbyt dobrze mi się kojarzy takie połącznie odnośnie produktów niekosmetycznych, o tyle w przypadku Undercover Pot można śmiało mówić o małym ideale. Małym bo mieści się w dłoni a ideale, bo działanie jest jemu bliskie.


Laura Mercier połączyła w tym produkcie 3 ze swoich 10 topowych kosmetyków:


Korektor Secret Camouflage
Madame Mercier wybrała nazwę „kamuflaż” dla tego korektora, ponieważ prawdopodobnie zapewnia on najlepszy efekt kryjący, jaki kiedykolwiek można było uzyskać za pomocą produktu do makijażu. Pomaga on ukryć zaczerwienienia, blizny i przebarwienia pigmentacyjne, zapewnia skórze jednolity wygląd, gwarantuje równomierny efekt kryjący, jest testowany dermatologicznie i alergologicznie, nie zatyka porów i nie podrażnia. Główne składniki to rumianek i aloes, które koją i łagodzą podrażnienia, witaminy A, C i E - antyutleniacze zapewniające ochronę skóry.

Korektor pod oczy Secret Concealer
Dobrze tuszuje zasinienia pod oczami. Ma niesamowicie nawilżającą, formułę o wysokiej pigmentacji. Zapewnia pełen efekt kryjący tworząc na skórze gładką powierzchnię. Nie powinien zbierać się w drobnych liniach, zmarszczkach i nierównościach skóry. Zawiera witaminy A i E oraz olej z ziaren soi.

Loose Setting Powder puder sypki utrwalający makijaż
Loose Setting Powder to wyjątkowo lekki i jedwabisty puder utrwalający. Kosmetyk zawiera idealnie miałki francuski talk, który ma wyjątkowe właściwości odbijające światło. Dzięki niemu uzyskamy trwałość makijażu oraz optycznie wygładzimy drobne linie i niedoskonałości.

Wszystkie te trzy produkty Laura Mercier połączyła właśnie w bardzo wygodnym wręcz podróżnym opakowaniu Undercover Pot.


Występuje on w 4 odcieniach. Ja posiadam nr 2.

Opakowanie produktu jest proste, eleganckie i poręczne. Po otwarciu wieczka ukazuję nam się pierwsza część kosmetyku, czyli podwójna paleta, w której po lewej stronie znajduje się Secret Camouflage a po prawej Secret Concealer. Kiedyś miałam słynny salmon concealer Eve Pearle i tu zasada jest podobna, choć oczywiście produkt inny. Po odkręceniu słoiczka, pod paletą ukazuje się naszym oczom Loose Setting Powder. Całe to małe opakowanie wyposażone jest dodatkowo w lusterko. Jednym słowem - ideał na wyjazdy, choć odczuwam jednak brak pędzelka.
Secret Concealer ma dość ciemny odcień jak na nr 2 i w pierwszej chwili można nieco obawiać się jak zachowa się na twarzy ale niepotrzebnie. Kolor, po dokładnym rozprowadzeniu idealnie stapia się kolorem skóry. Sam produkt ma bardzo kremową, treściwą formułę ale nieciężką i nietłustą. Laura Mercier zaleca nakładanie go pędzelkiem ale jeśli nie mamy go pod ręką delikatne wklepanie również zda egzamin. Korektor bardzo ładnie wygładza skórę pod oczami, nie obciąża jej, bardzo dobrze kryje zasinienia, tzw. podkrążone oczy. Niestety u mnie nieco podkreśla głębsze zmarszczki. Moja skóra pod oczami nie jest silnie zasiniona ale przy wyraźnym zasinieniu można nałożyć na niego delikatnie warstwę Secret Camouflage i na pewno pokryje idealnie – sprawdziłam.

Przyznam, że najczęściej korzystałam dotąd z Secret Concealer i pudru ale ostatnio, gdy dni są coraz cieplejsze zaczęłam stosować także korektor Secret Camouflage, ponieważ w czasie upałów staram się unikać aplikacji podkładów. Secret Camouflage świetnie pokrywa punktowo moje rozszerzone naczynka, przebarwienia czy inne drobne niedoskonałości i robi to tak idealnie, że na pewno sprawdzi się także przy poważniejszych niedoskonałościach.


Secret Camouflage może przy pierwszej aplikacji wydać się tępy ale w kontakcie z ciepłem skóry ładnie się rozprowadza. Dla uzyskania naturalnego i aksamitnego efektu możemy wykończyć makijaż pudrem sypkim.
Zaletą wszystkich trzech wspomnianych produktów jest trwałość i ogromna wydajność. Wystarczy naprawdę minimalna ilość wszystkich trzech aby wykonać makijaż bo przy użyciu tego małego cudeńka można autentycznie zrobić szybki letni, lekki makeup.

Cena: 169zł za 5,8g




Czytaj dalej ...

środa, 18 czerwca 2014

Exfoliant Crème Douceur, czyli les grandes espérances :)

EXFOLIANT CRÈME DOUCEUR EISENBERG pochodzi z nowej linii Pure White, nad którą marka pracowała ponad 6 lat. Linia wydaje się być ideałem, ponieważ dzięki połączeniu Trio-Moléculaire EISENBERG i dwóch składników aktywnych (wyciągu z kwiatu stokrotki pospolitej i ustabilizowanej witaminy C) ma zapewnić działanie przeciwstarzeniowe, zapobiegać powstawaniu brązowych plam i ujednolicać cerę ale także, co dla mnie bardziej istotne – zmniejszać przebarwienia pigmentacyjne.

Dodatkowymi składnikami, które znajdziemy w produkcie są wyciąg z Rokitnika i z kwiatów Hibiskusa. Wyciąg z Rokitnika łagodzi stany zapalne skóry i wchodzi w skład preparatów likwidujących przebarwienia, natomiast wyciąg z kwiatów Hibiskusa posiada właściwości oczyszczające.

Exfoliant Crème Douceur jest bezzapachowy, może być stosowany przez posiadaczki każdego rodzaju skóry i w każdym wieku.


Design całej linii wpisuje się w ogólną koncepcję marki – ma być elegancko, prosto i … czysto. Takie zawsze odnoszę wrażenie patrząc na opakowania kosmetyków Eisenberg. Są bardzo higieniczne i to nie tylko pod względem designu ale i metod aplikacji. Kiedyś opisywałam krem i serum (TU) i tę higieniczną metodę dozowania produktów. Bardzo sobie cenię taką dbałość o najmniejszy szczegół. Patrząc na kosmetyki Eisenberga mam nieodparte skojarzenie z pielęgnacją japońską i to skojarzenie jest bardzo budujące, ponieważ jak wiadomo Japonki to wymagające klientki i kobiety o pięknej, często nienagannej cerze.

Wracając do prezentowanego peelingu Pure White należy wspomnieć o sposobie użycia. A mianowicie aplikujemy go 1-2 razy w tygodniu na zwilżoną skórę, delikatnie wmasowujemy okrężnymi ruchami po czym spłukujemy letnią wodą, tonizujemy i nakładamy codzienną pielęgnację.

Peeling z linii Pure White ma postać dość gęstego kremu z mikroskopijnymi drobinkami, które w kontakcie z wodą tworzą delikatną piankę ale pozostają wyczuwalne podczas aplikacji. Zazwyczaj unikam wszystkiego co ma jakiekolwiek drobinki, ponieważ nie dość, że moja cera jest bardzo sucha to jeszcze ma coraz większą tendencję do naczynek. Miałam kiedyś peeling z mikrodrobinkami Dr.Barndt ale był to dla mnie zdzierak i moja twarz po nim była nieco podrażniona. Lubiłam natomiast uczucie czystej, jakby zdezynfekowanej skóry.

Exfoliant Crème Douceur jest produktem innym. Zachowuje się raczej jak przyjazne mojej skórze peelingi enzymatyczne. Pozostawia ją gładką, miękką, jasną przy jednoczesnym uczuciu zdezynfekowania, które tak lubię. Ten wzmacniający rytuał z użyciem w/w peelingu, Aktywatora Rozświetlenia (Correcteur Lumière) oraz maski (już nie z linii Pure White) przynosi u mnie od jakiegoś czasu bardzo dobre efekty. W ogóle od jakiegoś czasu uważam, że stosowanie całych linii produktów daje lepsze efekty niż łączenie kosmetyków z różnych linii a tym bardziej marek. Pokładałam wielkie nadzieje w całej linii Pure White jeśli chodzi o działanie niwelujące przebarwienia. Czy się ziściły?

Peeling z linii Pure White stosuję od połowy kwietnia i w połączeniu z serum (Correcteur Lumière) faktycznie ma obiecywane przez markę działanie i to nie tylko na twarz ale także na dłonie. Moje starsze plamy pigmentacyjne na twarzy są mniej widoczne, te które pojawiły się niedawno znikły, skóra jest rozświetlona i dzięki temu nawet zmarszczki są mniej widoczne. Na dłoniach były całkiem świeże i po użyciu Exfoliant Crème Douceur zniknęły. Jednym słowem produkty się sprawdzają i na pewno sięgnę po inne z tej nowej linii Eisenberga.





Czytaj dalej ...

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rouge Allure Conquise, czyli jak zostałam zdobyta ;)

Szminka Rouge Allure Conquise pochodzi z wiosennej kolekcji Chanel Variation, w której znalazły się szminki Rouge Allure Velvet, Rouge Allure, Rouge Coco i Rouge Coco Shine w nowych kolorach lub ponownie promowanych oraz lakier Coup de Coeur

Rouge Allure Conquise jest limitowana. Opakowanie jest dość masywne ale nie ciężkie i przytłaczające, po prostu czuje się je w dłoni. Otwiera się poprzez naciśnięcie denka i wówczas szminka delikatnie wyskakuje ze swego czarnego błyszczącego domku. 



Konsystencja - przyjemnie kremowa, aksamitna daje satynowy efekt. To, co jest bardzo istotne to fakt, że świetnie się rozprowadza, nie trzeba specjalnie się starać by równomiernie pokryła usta. Schodzi również równomiernie ale jest dość trwała (do 4 godzin bez jedzenia przy dużym natężeniu mówienia bo jestem gadułą).

Wszystkie wymienione powyżej atuty sprawiają, że stała się jedną z moich ulubienic w ostatnim czasie ale to, co czyni ją wyjątkową to kolor. Conquise to brzoskwiniowy koral ze sporą domieszką pomarańczy i złota. Ideał na lato. Z pozoru niepozorna, ponieważ sztyft nie zapowiada szczególnie odkrywczego odcienia, na ustach rozkwita i w słońcu daje przepiękny koralowy nienachalnie połyskliwy efekt.



Czytaj dalej ...

wtorek, 10 czerwca 2014

Wyniki rozdania różowego różu Clinique

Z małym poślizgiem publikuję wynik wiosennego rozdania :)

Ten oto różowy różyk


powędruje do

Gratuluję i serdecznie dziękuję za wszystkie zgłoszenia a Klamartę proszę o kontakt mailowy

***

Jednocześnie ogłaszam wszem i wobec ;) przerwę w nadawaniu.
Nastąpiło tzw. zmęczenie materiału ;)

BTW polecam film pod tym tytułem z Johnem Cusackiem. Dobry film i bardzo dobra rola, zresztą jak większość tego aktora.

Do usłyszenia :)
Czytaj dalej ...

piątek, 6 czerwca 2014

Niebieski szaraczek Morgan Taylor

Jakiś czas temu zlikwidowano moją pobliską ulubioną Marionnaud i na jej miejscu pojawiła się perfumeria No Name. Obchodziłam dużym łukiem ze złości ale niedawno weszłam – ile można się boczyć ;)

Perfumeria posiada profesjonalne kosmetyki do pielęgnacji m.in. polskiej Bielendy. Skusiłam się na co nieco ale o tym kiedy indziej.

Moim łupem padł m.in. lakier marki, której nie znam a mianowicie Morgan Taylor. Moje zinteresowanie wzbudziła buteleczka przywodząca na myśl OPI lub ORLY. Nie mogłąm nie wziąć zwłaszcza, ze cena nie była Opikowa, coś ok. 20zł chyba ;)

Kupiłam, wróciłam do domu i dopiero wtedy zajrzałam do netu w poszukiwaniu info o marce.

Oto co znalazłam w sieci:

"Morgan Taylor to marka stworzona przez profesjonalistów dla profesjonalistów.Twórcy Morgan Taylor Danny Haile i David Daniel swą karierę w branży paznokciowej rozpoczynali ponad 30 lat temu jako styliści. Od tamtego momentu minęło dużo czasu, a twórczy duet zrewolucjonizowali rynek paznokciowy poprzez wprowadzenie wielu produktów uwielbianych przez stylistów na całym świecie. Teraz kolejny raz dokonali przewrotu w branży, wprowadzając na rynek nową linię lakierów do paznokci stworzoną z myślą o potrzebach profesjonalistów. Każdy element produktu, rozpoczynając od butelki, przez pędzelek, a kończąc na formule lakierów, został starannie i szczegółowo przemyślany, aby zapewniać najlepsze wyniki.

Konsystencja: kremowa konsystencja lakierów nasyconych bogatym pigmentem zapewnia doskonałe krycie.

Butelka: butelka zawierająca podwójne, eleganckie dno, wykonana jest z włoskiego szkła. Dzięki jej ergonomicznemu kształtowi wygodnie trzyma się ją w dłoni.

Nakrętka: lekka nakrętka o ergonomicznym kształcie dobrze leży w dłoni, dzięki czemu daje styliście większą kontrolę.

Pędzelek: pędzelek zawiera drobne włosie, co umożliwia precyzyjną aplikację bez smug.

Markę Morgan Taylor wyróżnia także szeroka paleta kolorów, która eliminuje wszelkie dotychczasowe bariery ekspresji kolorystycznej. Paleta sięga od kolorów klasycznych i subtelnych po odcienie awangardowe i spektakularne, zapewniając stylistom nieograniczone możliwości indywidualnego doboru kolorystycznego wg. typu urody, stroju, preferencji, itp." (źródło http://morgantaylorlacquer.pl)


Lakier nazywa się Varsity Jacket Blues i chyba pochodzi z aktualnej wiosennej kolekcji.



Aplikacja nie nastręcza problemów, chociaż pędzelek nie jest tak komfortowy jak w OPI. Krycie jest zadowalające ale dopiero po drugiej warstwie.

Trwałość jest bardzo dobra. Lakier bez uszczerbku wytrwał 4 dni. Potem trochę starły się końcówki i blask nieco zniknął. Dla samego koloru jednak warto było kupić.



Ot, taki post o niczym, z dużą ilością zdjęć jak przystało na post lakierowy ;)

Miłego weekendu ")

Czytaj dalej ...

środa, 4 czerwca 2014

Słów kilka o dłoniach i mój ostatni faworyt Fresh Fig Laury Mercier

Uwaga, dzisiaj się pomądrzę ;)

Dbamy o skórę twarzy, stóp, włosy a czasami zapominamy o naszej wizytówce, czyli dłoniach. Dla mnie dłonie, ręce mogą sporo powiedzieć o człowieku.

W dziedzinie mi bliskiej, czyli socjolingwistyce ręce odgrywają istotną rolę jako element komunikacji niewerbalnej. Znamy chyba wszyscy rolę postawy, gestów w biznesie, negocjacjach. 
O ile na nasze gesty wrodzone czy nabyte nie mamy wpływu o tyle na wygląd dłoni już tak a czasami ich stan, choć to brzmi niewiarygodnie i naciąganie, może zaważyć na wielu aspektach naszego życia np. na pracy czy kontaktach towarzyskich. Znam przypadki, gdy pracodawca sugerował się podczas rekrutacji m.in. wyglądem dłoni i wcale nie chodziło o pracę w gabinecie kosmetycznym ;)
Dłonie często mówią nam o wieku osoby. To na nich pojawiają się zazwyczaj pierwsze plamy pigmentacyjne czy zmarszczki.

W dłoniach znajdują się zakończenia nerwów i delikatny masaż może pomóc odprężyć całe ciało. Masaż dłoni ma podobne zalety jak masaż stóp, czyli poprawia krążenie krwi, przywraca skórze elastyczność, przyspiesza jej regenerację, rozluźnia mięśnie, łagodzi napięcia i stres.

Ale w sumie nie o tym chciałam...
Nawet jeśli w innych częściach ciała mamy skórę mieszaną czy tłustą skóra dłoni bardzo często bywa sucha z wiadomych względów (warunki atmosferyczne, prace domowe itp.). Aby ją nawilżyć można zaaplikować jakiś nietłusty krem na wierzch dłoni a następnie rozprowadzić wierzchem drugiej delikatnie masując. Ważne jest nawilżenie właśnie wierzchu dłoni, gdzie skóra jest najdelikatniejsza. Wewnętrzna cześć nie wymaga aż takich zabiegów ale jeśli jest przesuszona to czemu nie – kto nam zabroni się nawilżyć po korek? ;)
Domowe produkty do dłoni? Ja najbardziej lubię mieszaninę olejku ze słodkich migdałów, cytryny i miodu.
Oszczędzam też moje dłonie i prace domowe wykonuję zazwyczaj  w gumowych rękawiczkach. Nie jest to rewelacyjne rozwiązanie zwłaszcza, gdy ma się w perspektywie generalne porządki dlatego wybieram rękawiczki z bawełnianą wyściółką – skóra dłoni nie cierpi wówczas tak bardzo.

Kremy do rąk porozstawiane są w wielu miejscach mojego domu, w łazienkach, w kuchni, na szafce nocnej. Zawsze mam jakiś miniaturowy w terebce, w szafce w pracy. Mogę więc śmiało powiedzieć, że krem do rąk to najczęściej używany przeze mnie kosmetyk. Użyłam ich dotąd sporo. Moje ulubione opisałam na blogu ale o ile do wielu produktów do twarzy, włosów, ciała wracam, o tyle kremy do rąk lubię testować. Wciąż coś nowego mnie skusi a to konsystencją, a to zapachem, a to obietnicą producenta.
Ostatnim moim ulubieńcem jest krem Laury Mercier Fresh Fig. Produkty do pielęgnacji ciała polecała kiedyś u siebie Irenka, a ponieważ ufam jej wyczuciu kosmetycznemu postanowiłam wypróbować jak tylko marka weszła do Polski. Nie żałuję :)


Krem ma ładną, prostą i elegancką tubkę, która mimo 50g pojemności z łatwością mieści się w torebce, chociaż to pewnie zależy od torebki ;) To, co jest dodatkowym atutem opakowania to jego poręczność. Krem bowiem ma w nakrętce otwór, przez która wydobywa się zawartość. Można więc z powodzeniem sięgnąć po niego do torebki i nałożyć nawet jedną ręką.

To co wyróżnia ten krem, jak i pozostałe produkty pielęgnacyjne Laury Mercier to niewątpliwie niespotykana kompozycja zapachowa. W kremie Fresh Fig mamy do czynienia ze słodką wonią świeżej figi w połączeniu z soczystą brzoskwinią i zmysłowym Ylang Ylang. Krem dobrze nawilża, nie pozostawia tłustej warstwy, skóra w dotyku jest aksamitna a zapach mimo, że dość intensywny nie jest duszący a raczej otulający.

Macie swoich dłoniowych faworytów?

Czytaj dalej ...

niedziela, 1 czerwca 2014

Les Beiges Harmonie Poudres Belle Mine 02

Na lato Chanel zaproponowała nową odsłonę pudrów Les Beiges. Znajdziemy więc dwa nowe pudro-brązero-róże Les Beiges Healthy Glow Multi-Colour 01 i 02. Posiadam ciemniejszy 02.


Standardowe Les Beiges nie zachwyciły mnie szczególnie może dlatego, że zbyt dosłownie biorę sobie do serca zalecenie „less is more” ;) i nie lubię zbyt wielu warstwa na twarzy. Zazwyczaj krem i podkład plus róż, brązer (tak, będę jednak takiej pisowni się trzymała – tu zgadzam się z Marcinem) to już świat i ludzie. Czasami, od wielkiego dzwonu albo gdy moja skóra ma gorsze dni używam pudrów wykończeniowych ale jako suchar nie potrzebuję ich zbyt często.

Gdy jednak zobaczyłam zapowiedź nowych „paskowych” Les Beiges oczy mi się zaświeciły. To mogło być coś ciekawego. Czy jest?

Jak tylko produkt pojawił się w perfumeriach pobiegłam obejrzeć. Wyczekiwany przeze mnie odcień 01 kompletnie rozczarował. Ot kolejny pudro-różo-rozświetlacz, który nawet na mojej bardzo jasnej skórze był dość słabo widoczny i nie chodzi tu o jakiś ewidentny efekt, bo wiadomo, że nie taka dewiza przyświeca marce – ma być delikatnie, naturalnie i elegancko. Mimo to od kosmetyku oczekuję jednak "jakiegoś" efektu. Les Beiges Healthy Glow Multi-Colour 01 nie dał go na mojej twarzy.

Odmiennie sytuacja przedstawia się z odcieniem 02.

Sam produkt zamknięty jest w kompakcie nietypowym jak na opakowania marki. Otóż jest ono w kolorze jasnego beżu lub jak kto woli écru. Takie samo jak pozostałych Les Beiges. Proste, eleganckie i chyba nawet je wolę bo nie widać na nim śladów palców. Do produktu dołączony jest nieduży półokrągły miękki pędzelek, który nie jest tylko gadżetem jak gąbeczki – można faktycznie nałożyć nim produkt.



Sam kosmetyk składa się z trzech części/odcieni : jasnego beżu, chłodnego jasnego brązu i ciepłego ciemniejszego. Wszystkie trzy mają lekką poświatę tzw.glow (jakoś nie umiem znaleźć polskiego słowa :( )



Chanel zaleca stosowanie go „samodzielnie lub na podkład nanosząc na całą twarz, dużymi, okrężnymi ruchami, zaczynając od środka twarzy. Dla efektu podkreślenia konturów należy aplikować puder końcem półokrągłego pędzla”. Wszystkie trzy odcienie zmieszane ze sobą (nie da się bowiem zastosować ich oddzielnie jak wiadomo) dają efekt delikatnego naturalnego brązu o jasnym odcieniu, w którym twarz wygląda świeżo i na wypoczętą jak po powrocie z udanych wakacji na morzem Śródziemnym :).



Dla mnie to produkt do nakładania raczej na całą twarz jako brązer ale nie do konturowania. W tej roli nie bardzo się u mnie sprawdza – jest za jasny i kolor jest zbyt złoty, po prostu nie podkreśla konturów tak, jak lubię.

Nakładam go na podkład ale na gołej twarzy trzyma się również bardzo ładnie co nie jest w  moim przypadku takie oczywiste. Produkty w postaci pudru, czy to prasowanego czy sypkiego zazwyczaj nie przylepiają się do mojej  suchej skóry, na której jest tylko krem. Produkt Chanel ładnie na niej wygląda.



Reasumując, Les Beiges Healthy Glow Multi-Colour w odcieniu 02 to bardzo dobry, dość uniwersalny produkt i jeśli lubicie kosmetyki luksusowe to warto w niego zainwestować. Może na Dzień Dziecka ? ;)


Czytaj dalej ...
Blog template designed by SandDBlast