poniedziałek, 30 stycznia 2012

Darmowa wysyłka minerałków

Jeśli do jutra złożycie zamówienie za 70 zł to przesyłka jest gratis. 
Kocham minerałki więc polecam z czystym sumieniem :)
EDM, Lily Lolo i Pixie


Nie jestem w żaden sposób związana z tym sklepem 

Czytaj dalej ...

Metamorfoza wizerunku cz.3 i ostatnia - uff :)

www.metamorphose.co.at

Kolejne spotkanie w ramach mojej metamorfozy wizerunku poświęcone było technikom i  kolorystyce  makijażu odpowiedniego dla mnie. Podczas spotkania z przemiłą makijażystką wykonałam nie tylko 2 podstawowe rodzaje makijażu (dzienny i wieczorowy)ale również dowiedziałam się jakie pędzle stosować do różnych partii oka i twarzy oraz jakie kosmetyki kolorowe są odpowiednie dla mnie (odcienie podkładów, wykończenie cieni i pomadek itp.)
Ja mam oczy osadzone blisko siebie, niezbyt duże i z tendencją do opadającej powieki więc mój makijaż powinien wyglądać tak


Eyelinerem lub cieniem podkreślamy tylko zewnętrzne kąciki malując je od połowy oka. Dowiedziałam się, że najlepszym eyelinerem dla początkujących jest taki we flamastrze lub w kremie.  W dojrzałym wieku należy używać eyelinerów w kolorze brązowym lub grafitowym nigdy czarnym – efekt będzie za mocny, przerysowany. Najbardziej naturalny efekt uzyskamy natomiast kredką.
Ta indywidualna lekcja-porada była dla mnie impulsem do dalszych samodzielnych poszukiwań i prób w makijażu.


                                                                    * * *
 
Ostatnim i najdłuższym spotkaniem w ramach metamorfozy wizerunku była stylizacja sylwetki.

„Moja” stylistka przygotowała kilka zestawów ubrań, w moim rozmiarze, zgodnie z moimi oczekiwaniami i stylem pracy (nie potrzebuję bardzo eleganckich ciuchów) i w mojej „wiosennej” kolorystyce.
Na początku spotkania stojąc przed lustrem – ja w legginsach i „oblizanym” podkoszulku a P. Agata rzecz jasna w ubraniu :) - określiłyśmy mój typ sylwetki. Okazało się, że najbliżej mi do klepsydry tj. szerokość bioder = plus minus szerokości ramion, talia krótka i jako tako :) zarysowana oraz spory biust.


Następnie krytycznie oceniłyśmy moje plusy i minusy. Chodzi po prostu o to, żeby w ubiorze i fasonach jak najbardziej uwypuklić plusy figury a ukryć minusy.  Niektórych z nich byłam świadoma a innych nie. Okazało się również, że o ile „pani klepsydra” powinna podkreślać dekolt i dobrze jej w każdym jego rodzaju o tyle ja, ze względu na „tarczycową” szyję, powinnam nosić raczej trójkątne a korale, wisiorki raczej długie, kończące się pod biustem lub nawet sięgające pępka. Jak na panią klepsydrę mam również dość spory brzuszek, który ukryć można szerokim paskiem w talii lub na wysokości bioder, bluzkami ze ściągaczem lub gumką na biodrach, „udrapowanymi” w tym miejscu swetrami – jednym słowem nic przy ciele. Aby podkreślić takie atuty jak wzrost i długie nogi powinnam nosić spodnie z wąskimi nogawkami i wąskie spódnice najlepiej przed kolana lub do pół uda oraz buty na obcasie. Na tym spotkaniu okazało się, że generalnie noszę ubrania o rozmiar większe niż powinnam (!). Zasadą, której nie znałam jest np. kupowanie jeansów zawsze o rozmiar lub dwa mniejszych, ponieważ i tak się rozciągną. Faktycznie tak jest. Moje dotychczasowe jeansy po kilku miesiącach noszenia zawsze wyglądały jak wór .

przed

stylizacja
Nie wszystkie z propozycji stylistki przypadły mi do gustu (spódnice do pół uda) ale rozumiem, że to tylko stylizacja i chodziło o pokazanie mi fasonów, kroju, faktur materiałów i kolorystyki odpowiedniej dla mojej sylwetki.

Czy można dokonać samodzielnie takiej analizy własnej sylwetki i stylizacji? Na pewno tak jeśli jesteśmy specjalistą lub mamy zmysł artystyczny. Tylko czy zawsze mamy wystarczająco krytyczne spojrzenie na siebie? Ja nie miałam, dlatego mimo pewnych minusów całej serii spotkań w ramach metamorfozy wizerunku jestem zadowolona z jej efektów. Łatwiej mi teraz robić „ciuchowe” zakupy , zyskałam więcej pewności siebie oraz po prostu zaczęło mi zależeć jak wyglądam dla samej siebie nie dla innych. Może to przychodzi również z wiekiem :)
Czytaj dalej ...

niedziela, 29 stycznia 2012

Nudziakowa niedziela z BB i słońcem ;)

Słonecznie i leniwie :)







Pozdrawiam i lecę na mroźny spacerek. Może spotkam kogoś kto ostatnio często nas odwiedza ;)



Czytaj dalej ...

sobota, 28 stycznia 2012

Moja profesjonalna metamorfoza wizerunku cz.2

Od razu na wstępie posta uprzedzam, że zdjęcia w nim zamieszczone są z „wyciętą” twarzą – przepraszam ale inaczej nie mogę :(
Drugim spotkaniem w ramach mojej metamorfozy wizerunku była wizyta w salonie fryzjerskim u stylisty. Trafiłam do fryzjera, który przez kilka lat współpracował ze słynnym w Warszawie salonem Jaga Hupało & Thomas Wolf. Pan Tomasz stylizuje fryzury celebrytów, jest pomysłodawcą i wykonawcą m.in. krótkich włosów Magdy Mołek.
Dotychczas nosiłam długie włosy, w kolorze brązowym lub kasztanowym, związane w koński ogon (!).


Pan Tomasz zaproponował ścięcie na równo do szyi i … grzywkę (taki trochę paź) oraz ciepły rudawy odcień.
Zdjęcia są robione kilka dni po strzyżeniu więc fryzura nie jest już idealna ale chodzi mi o pokazanie zmiany jak zaszła w moim uczesaniu. 


O ile ze skrócenia byłam i jestem bardzo zadowolona o tyle do grzywki niestety jednak nie przyzwyczaiłam się i teraz, po modyfikacji  wygląda to tak.



Podczas stylizacji dowiedziałam się, że przy wyborze fryzury i koloru należy kierować się właśnie m.in. typem urody określonym na podstawie analizy kolorystycznej i … należy siedzieć na fotelu wyprostowanym, nie zakładać nogi na nogę podczas strzyżenia  – cięcie wówczas zupełnie inaczej wychodzi ;)

Co dała mi ta wizyta?
Fryzura nie do końca była zgodna z tym czego oczekiwałam, ale już samo ścięcie włosów i bardzo trafny dobór koloru pokazał mi jak ważny jest ten element mojego wyglądu dla całości wizerunku. Od tamtej pory nigdy już nie wróciłam do ciemnych włosów.  Po prostu jasny kolor wydobywa barwę mojej tęczówki (musicie uwierzyć mi na słowo, bo niestety nie mogę Wam tego pokazać ) łagodzi rysy, uszlachetnia moją kwadratową buzię i wydobywa to co w niej ładne np. uwydatnia kości policzkowe.

Co prawda nie wróciłam już do w/w salonu fryzjerskiego, bo mnie po prostu nie stać na wizyty tam ale dzięki temu jednemu spotkaniu znalazłam swój styl i kolor, w których czuję się dobrze, młodziej i atrakcyjniej.

Cdn… ;)
Czytaj dalej ...

piątek, 27 stycznia 2012

Moja profesjonalna metamorfoza wizerunku cz.1

Sonda jeszcze trwa, ale ponieważ większość głosów jest na „TAK” już dzisiaj przedstawię pierwszy post z serii „Moja metamorfoza wizerunku”. Nie będą to żadne rewolucyjne i odkrywcze informacje – ot opis jak przebiegła ona w moim przypadku, trochę moich spostrzeżeń i nieco zdjęć.

Zapraszam :)

Jakiś czas temu, kiedy stuknęła mi ponad 30-tka (!) zafundowałam sobie z portfela męża ;) profesjonalną metamorfozę wizerunku. Stylistkę poleciła mi znajoma, która skorzystała z jej usług.

Do wyboru miałam „pakiet”, lub jego elementy, składający się z:
- analizy kolorystycznej ok. 1,5-2 godz.
- zmiany fryzury u „znanego” stylisty fryzur ok. 2 godz.
- doboru makijażu wraz z lekcją 1,5-2 godz.
- analizy i stylizacji sylwetki ok. 2-3 godz.
- przeglądu szafy ok. 2 godz.
- wspólnych zakupów ok. 3 godz.
Wybrałam 4 pierwsze opcje.

Pierwsze spotkanie, czyli analiza kolorystyczna, poprzedzone było ok. 30 min. rozmową o mnie (miejsce pracy, ulubiony styl ubierania, kolory dominujące w mojej szafie itp.). Analiza kolorystyczna trwała ok. 1,5 godz. i Pani Agata użyła do niej chyba ze 100 chust.  W skrócie rzecz ujmując analiza kolorystyczna polega na przykładaniu do twarzy delikwenta chust w jednolitych kolorach i pokazaniu mu w jakich barwach mu jest dobrze a w jakich nie oraz ustaleniu na tej podstawie jego typu urody (wiosna, lato, jesień i zima). Okazało się, że jestem wiosną. Na początku w ogóle nie byłam w stanie stwierdzić w jakich kolorach moja twarz wygląda dobrze, ale przy jakiejś 30 chuście „załapałam” i faktycznie zaczęłam zauważać jak zmienia się moja twarz w zależności od koloru, który jest blisko niej.  Po ustaleniu mojego typu urody otrzymałam zadanie, aby spośród kilku ciuszków w niejednolitych barwach wybrać odpowiednie dl a mnie.  Chodzi o to, żeby w sklepie nie tracić czasu na oglądanie i przymierzanie wszystkiego tylko od razu kierować się do wieszaków ze „swoją” kolorystyką. Poza tym według „mojej” stylistki czerń, tak często noszona przez Polki, nadaje się przede wszystkim na wieczór  a jeśli już nie jesteśmy w stanie zupełnie z niej zrezygnować to koniecznie należy czymś ją zniwelować np. jasnymi dodatkami. Każda kobieta ubrana od stóp do głów w czerń wygląda na chorą. I chyba to nie siła sugestii (jestem osobą dość asertywną), bo kiedy przyjrzałam się sobie odziana w ten kolor faktycznie nie wyglądałam dobrze.
Na zakończenie pierwszego spotkania otrzymałam próbnik z kawałkami materiałów w moich kolorach i przyznam, że nie rozstaję się z nim na zakupach :)
Przykładowy próbnik kolorów wygląda tak


Mojego niestety nie mogę Wam pokazać, ponieważ po pierwsze nie jestem pewna czy nie kłóciłoby się to z prawem autorskim, zwłaszcza, że jest na nim logo firmy "mojej" stylistki a po drugie nie chodzi tu o reklamowanie jej usług :)
Po tym spotkaniu zmieniłam kolorystykę w swojej szafie i podobno wyszło mi to na dobre - odmłodniałam, stałam się jakaś taka "promienna" (sic) .
Najważniejsze jednak, że sama poczułam się lepiej w nowych barwach - vide, mój najnowszy płaszczyk :)

Kilka lat temu nawet bym na niego nie spojrzała :)

Czy można analizę kolorystyczna zrobic samodzielnie na podstawie informacji i artykułów z internetu? Moim zdaniem nie. Po pierwsze trzeba dysponowac chustami opracowanymi specjalnie do tego celu (dośc duży koszt, mała dostępnośc) a po drugie nie zawsze subiektywnie jesteśmy w stanie ocenic na podstawie 100 czy więcej chust jakie kolory są na pewno dla nas. Przede wszystkim nie jesteśmy, moim zdaniem ocenic jakim typem urody jesteśmy, zwłaszcza, że zdarzają się tzw. mieszanki a typ urody to nie tylko i wyłącznie wygląd zewnętrzny :)

Cdn ... :)

Czytaj dalej ...

czwartek, 26 stycznia 2012

Outlet Inglota

Bardzo żałuję, że w Polsce nie ma outletów kosmetycznych i tym bardziej cieszę się, że Inglot wpadł na ten pomysł.

Stoisko w formie wyspy, jakich Inglot posiada wiele (własnych lub we franczyzie) znajduje się w Factory Outlet w Piasecznie k/Warszawy. Jest dośc dobrze zaopatrzone chociaż przyznam, że ile razy je odwiedzam moja uwaga koncentruje się w 100% na cieniach. Za cienie okrągłe zapłacimy tu 5zł a za kwadraty 6zł. Nie jestem za bardzo na bieżąco z aktualną ofertą cieniową Inglota ale wydaje mi się, że nie są to jakieś "przestarzałe" kolory. Kiedyś zdarzało się, że cienie tam oferowane miały krótki termin przydatności ale teraz jest to rzadkośc.
Możemy tam również dostac starsze modele paletek czyli tradycyjne trójki i piątki na okrągłe cienie i te większe mieszczące 8 kwadratów i 4 paski za ok. 80 zł. Paletki sprzedawane są tylko z cieniami.

A oto moje nabytki z ostatniego wypadu do outletu



Jeśli lubicie cienie Inglota to polecam odwiedzenie tego miejsca. Jeśli już je znacie to chętnie dowiem się co tam kupujecie.



Czytaj dalej ...

środa, 25 stycznia 2012

Dobre niemieckie bo … niemieckie, czyli Quattro Lidschatten Alverde

Małżowinek właśnie wrócił z delegacji z Niemiec i przywiózł ten oto produkt


Quattro Lidschatten czyli po polsku (!) quad cieni do powiek ;) pochodzi z aktualnej oferty Alverde,
wewnętrznej marki sieci drogerii DM.

Tym, którzy pierwszy raz słyszą nazwę wyjaśniam, że Alverde ma w swojej ofercie kosmetyki naturalne, wolne od sztucznych substancji zapachowych, barwników i konserwantów, nie zawierające oleji mineralnych.

Quadzik, który wpadł w moje ręce jest w ulubionych przeze mnie odcieniach ciepłych beży i brązów i nosi wdzięczną nazwę Chocolate. Pozostałe 3 paletki z tej serii to


źródło www.dm-drogeriemarkt.de
Paletki Chocolate  i Smokey Eyes to produkty vegańskie.

Moja paletka zawiera turmalin czyli składnik, z którym dotąd nie spotkałam się chyba w żadnym kosmetyku. Turmalin jest to kamień szlachetny, który stosowany w kosmetyce działa ponoć odmładzająco. Zainteresowana, zaczęłam grzebać w necie i wyczytałam, że „(…)w Korei przeprowadzono szerokie badania nad użyciem turmalinu i jadeitu w kosmetykach hydrostatycznych. Chociaż kosmetyki z kamieniami szlachetnymi to ciągle rzadkość, znajdują one swoje miejsce na rynku i dobrze byłoby je stosować (…). (źródło www.polishnews.com)
To, że kamienie szlachetne w biżuterii mają uzdrawiającą moc wie każdy ale, żeby w kosmetyce …?

Paletka jest bardzo estetycznie, elegancko wykonana (w Niemczech!), ma „na wyposażeniu” pacynkę i niewielkie lusterko w sam raz, żeby na szybko upiększyć oko.



A cienie?
Nigdy jeszcze nie byłam tak pozytywnie zaskoczona jakością kosmetyku w tak przystępnej cenie (ok. 5€) . Mamy tu 3 maty, czyli to co tygrysy lubią najbardziej, i jedną perłę. Cienie są niesamowicie miękkie, wręcz kremowe w dotyku. Są również świetnie napigmentowane jak na maty i tu nie zawaham się stwierdzić, że nawet lepiej niż…  UWAGA…. cienie MAC. Bardzo lubię maty, wypróbowałam ich sporo z różnych firm i wiem, że ciężko jest trafić na dobrą jakość w tym wykończeniu. Cienie z paletki Chocolate Alverde należą, moim zdaniem, do jednych z lepszych w tej kategorii. Oczywiście najjaśniejszy cień na swatchach (jak ja nie lubię spolszczać a nie wiem jak to ładnie inaczej powiedzieć)  wygląda na słabeusza, ale zapewniam Was, że w rzeczywistości jest bardzo wyraźny.


z flashem
Wszystko byłoby idealne, gdyby nie fakt, że firma nie zamieszcza składu kosmetyku na opakowaniu.  Jednak jak już znalazłam skład i wczytałam się to po raz kolejny poczułam się przyjemnie zaskoczona – na moje niefachowe oko jest to faktycznie naturalny kosmetyk. Mimo, że nie jestem szczególnie uwrażliwiona na logo „Eko” na produktach (nie będę się rozpisywać dlaczego, bo blog nie o tym) lubię po prostu gdy producent dotrzymuje obietnicy, bo czuję, że traktuje się mnie poważnie jako klienta.


Skład
Talc, Mica, Magnesium Stearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum (Essential Oils)**, Lauroyl Lysine, Silica, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Bisabolol, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Tourmaline, Tocopheryl Acetate, Olea Europea (Olive) Fruit Oil*, Ascorbyl Palmitate, Tocopherol, Maltodextrin, [+/- CI 77742, CI 77891, CI 77492, CI 77491, CI 77007, CI 77499, CI 75470 (Carmin)]

Nie wiem, czy kosmetyki, a w szczególności kolorówka, Alverde jest popularna w Niemczech (pewnie należałoby zapytać Sroczkę) ale po przetestowaniu mojej paletki cieni dziwiłabym się, gdyby tak nie było. Żałuje, że zamówiłam u małżowinka tylko ten jeden quad, bo Alverde nie jest chyba w Polsce dostępna inaczej niż przez Allegro.

Jeśli któraś z Was miała do czynienia z kosmetykami tej firmy, podzielcie się proszę spostrzeżeniami. Nabrałam ochoty na więcej :)
Czytaj dalej ...

wtorek, 24 stycznia 2012

Mała sonda

Wczoraj na blogu monici dziewczyny zachęcały mnie, żebym opisała profesjonalną metamorfozę wizerunku, której poddałam się jakiś czas temu i jestem z niej bardzo zadowolona.
Powstaje jednak pytanie czy faktycznie taki post czy raczej seria postów (moja metamorfoza trwała kilka dni i w sumie chyba ok. 10godz.) interesowałby Was. Takie tam moje spostrzeżenia i uwagi, ale bez zdjęc...no chyba, że odważę się na jakieś zdekapitowane ;)
Co Wy na to?
Ankieta w pasku bocznym.




Czytaj dalej ...

niedziela, 22 stycznia 2012

Nowe paletki Manhattan i Astor - czy Made in PRC może byc dobre?

Wczoraj pokazywałam Wam dwa moje drogeryjne nabytki z koloróki Manhattan i Astor.
Chodzi o paletkę Manhattan FAB FASHIONISTA No.1 The Fabulous quattro eyeshadow i nowy zestaw 5 cieni Astor z serii Eye Artist No.750 Perfect Black. Paletka Manhattan pochodzi z LE Fab Fashionista i podobno są jeszcze 3 inne - ja widziałam w Rossmannie tylko dwie tę moją i The Glamorous.

Od razu na wstępie zaznaczę, że oba kosmetyki wyprodukowane są w Chinach. Stąd oczywiście ich niska cena. Za obie zapłaciłam ok. 20zł.

Paletka Fab Fashionista przykuła moją uwagę ze względu na ładne i pomysłowe opakowanie, ciekawe zestawienie kolorów oraz obecnośc 3 matów. Na tym jednak moje zachwyty się kończą niestety. Cienie mają bardzo słabą pigmentację, fatalny skład (parabeny i silikon) i nie są chętne do współpracy z pędzlem.


Po mordędze nałożenia na oko dosłownie po 15 minutach poczułam potworne szczypanie i swędzenie. Nie wiem jaką mają trwałośc, bo musiałam natychmiast je zmyc. Nota bene schodzą przy użyciu wacika i ...wody :-(

Paletka Astor to zupełnie inna bajka. Cienie są dobrze zestawione kolorystycznie, mają przyzwoitą pigmentację i piękne, nasycone perłowe kolory (czerń ma sporo drobinek). Paletka w sam raz na wieczór. Jest przy tym bardzo poręczna - 5 cieni zamkniętych w eleganckim, klasycznym, niewielkim pudełeczku.
Cienie dobrze nakładają się na powiekę, nie powodują podrażnienia  (przynajmniej u mnie) i trzymają się na bazie bez wyraźnej zmiany ok. 5 godzin. Niestety nie ma na paletce składu co uważam za karygodne.



Kolorystyka tych dwóch paletek jest bardzo różna ale jeśli chcecie znaleźc łagodniejsze pastelowe barwy poszukajcie raczej w Astor niż w Manhattanie.
Nie zawsze to co ładnie opakowane zawiera dobrą jakośc - coś w tym jest... ;)
Jak więc widac nie zawsze to co chińskie musi byc be :)

Czytaj dalej ...

sobota, 21 stycznia 2012

Mój pierwszy raz ;) - First Van Cleef&Arpels

Dzisiaj rzecz będzie o moich ukochanych i pierwszych jakie kupiłam za własne zarobione pieniądze perfumach; perfumach dość kontrowersyjnych bo aldehydowych.
Jest to jeden z takich produktów, które po francusku określam „c’est à prendre ou à laisser” czyli akceptujesz bez negocjacji lub rezygnujesz całkowicie – taki „wóz albo przewóz” :)

źródło http://www.vancleef-arpels.com

First to pierwszy zapach domu jubilerskiego Van Cleef &Arpels stworzony w 1976. Flakon przypomina drogocenny wisiorek.





Tak, jak w poprzednich moich postach o perfumach tak i dzisiaj nie będę się rozpisywać, bo nie potrafię pisać o zapachu. Podobno przeznaczony jest dla osób, które umieją żyć w zgodzie ze sobą i światem. Im dłużej chodzę po świecie, im więcej mam doświadczenia życiowego tym częściej wracam do First Van Cleef&Arpels.
Ten zapach to moje drugie ja: dojrzałe, nieco mroczne, niedzisiejsze i przytłaczające

NUTY ZAPACHOWE:
Głowa: mandarynka, czarna porzeczka, brzoskwinia, hiacynt, malina. aldehyd
Serce: róża turecka, narcyz, jaśmin, konwalia, goździk, orchidea, tuberoza, irys florentyński
Podstawa: fasola tonka, mech dębowy, drzewo sandałowe, wetiwer, piżmo, miód

Idę o zakład, że nikt z Was go nie zna, no może oprócz 4Premiere ;)
Czytaj dalej ...

Kwiaty dla babć i zakupy w Rossmannie :)

Przy okazji wypadu do Starej Papierni (lubię to kameralne centrum handlowe i mam je pod nosem) po kwiaty dla babć wpadłam do Rossmanna, gdzie kupuję podstawowe  środki higieniczne oraz pieluchy i mleko dla młodego ;). Zazwyczaj nie zatrzymuję się przy szafach z kolorówką drogeryjną ale po  pozytywnych recenzjach podkładu w musie firmy Rimmel postanowiłam sprawdzić o co chodzi i …. wyszłam z tym oto produktem

Podkład w musie jakoś do mnie nie przemawia – chyba jestem zbyt dużą tradycjonalistką natomiast Wake Me Up Foundation ma tradycyjną formę, którą lubię oraz pompkę do aplikacji. Poza tym był przeceniony z 39 na 33zł więc powiedziałam sobie „raz kozie śmierć”. ;)

Najnowszy (podobno) podkład Rimmel ma za zadanie natychmiastowo niwelować oznaki zmęczenia i rozświetlać cerę.
można powiększyc :)



roztarty
ZALETY
- dobrze rozświetla
- nie tworzy maski
- dobrze dopasowuje się do koloru skóry (mój odcień to 103 True Ivory)
- dość dobrze kryje, ale na pewno nie poważne niedoskonałości
- skóra wygląda świeżo
- jest 6 odcieni

WADY
- konsystencja jest dość „toporna  w obróbce” ale ostatecznie od czego ma się beauty blender  ;)
- na dłoni ma nieco pomarańczowy, ciemny odcień ale po rozprowadzeniu na twarzy wygląda przyzwoicie
- ma małe świecące drobinki
O trwałości nie mogę na razie nic powiedziec.


polik bez podkładu :)
z podkładem Wake Me Up w słońcu
Na pierwszy rzut oka wydaje mi się dobrym produktem za rozsądna cenę więc jeśli chcecie skorzystac z promocji to pędem do Rossmanna :)

Ten kto podczytuje mojego bloga ten wie, że jestem obsesyjnie przewrażliwiona na punkcie miejsca produkcji kosmetyków oraz ostatnio na punkcie ich świeżości ;) Rimmel Wake Me Up jest wyprodukowany w Monaco, poza tym jest to nowośc na rynku więc nie ryzykujecie zakupu przeterminowanego produktu :)

A oto i inne nowości z drogeryjnej kolorówki, które zakupiłam wraz z podkładem.



Spodobały mi się po prostu ;)
Jesteście ciekawe?
Czytaj dalej ...

piątek, 20 stycznia 2012

W roli głównej Crystal Lip Gloss Bobbi Brown

Jako "świeża" kosmetykoholiczka całkiem niedawno odkryłam kosmetyki Bobbi Brown. Tzn. oczywiście znałam firmę ale dosc długo sądziłam, że jej twórcą jest mężczyzna (che, che) i nigdy nic z jej produktów nie wpadało w moje łapki :) Kiedyś poszłam na makijaż do Douglasa i został on zrobiony właśnie kosmetykami BB. Zachwycił mnie wówczas głównie zwykły z pozoru kosmetyk a mianowicie Crystal Lip Gloss.


Crystal Lip Gloss to bezbarwny błyszczyk, który jednak nałożony na szminkę nadaje jej zupełnie innego charakteru.

zdjęcie już było na moim blogu przy okazji prezentacji szminki


"No tak, ale taki efekt można osiągnąc przy pomocy każdego błyszczyka niekoniecznie takiego, który kosztuje prawie 100zł "- powiecie. Byc może, ale ja dotychczas nie spotkałam podobnego produktu, który nadawałby ustom takiego blasku a jednocześnie tak świetnie się na nich trzymał.

Błyszczyk Bobbi Brown ma niesamowicie gęstą konsystencję, trochę jak rozpuszczony klej. Po nałożeniu na usta ma się przez chwilę wrażenie klejących, polukrowanych warg ale szybko ono znika natomiast w duecie ze szminką taki makijaż może przetrwac kilka godzin. Jest to również świetna alternatywa dla pomadek, które Waszym zdaniem wysuszają usta - z lip glossem BB nie będzie to już problemem.

Oczywiście polecam produkt tym z Was, które lubią w makijażu efekt wilgotnych, seksownych (!) warg. Ja na co dzień go nie stosuję (do pracy trochę zbyt prowokacyjny :) ale od "wielkiego dzwonu" - jak najbardziej :)
Czytaj dalej ...

wtorek, 17 stycznia 2012

Braku słów ciąg dalszy, czyli perfumy od Hermesa

Hermès 24,Faubourg powstał w 1995 r.
Flakon, zaprojektowany przez Serge’a Manseau, to grube, solidne szkło, subtelnie dekorowane wijącym się roślinnym ornamentem w postaci delikatnych żyłek. Kształt nawiązuje do słynnych jedwabnych apaszek Hermèsa.




Nuty głowy -liście fiołka i mandarynki, bergamotka, brzoskwinia, hiacynt
Nuty serca – tahitańska gardenia, mimoza, kwiat pomarańczy, ylang-ylang, indyjski jaśmin sambak, irys
Nuty bazy - piżmo, ambra, biały pieprz, wanilia, paczula




Moje określenia:
-ciepło
- blask
- pulsowanie
- wyniosłość
- reprezentacyjność
- nobilitacja
- spójność
- precyzja
- dojrzałość
- retro
- klasyka
- niezawodność
- finezja

Jedynie tak mogę opisać te perfumy.

Używam ich z małymi przerwami, zwanymi skokami w bok ;), od …. wielu lat. Mogę śmiało powiedziec, że jest to jeden z dwóch moich ukochanych zapachów.


A oto i moje hermesowskie marzenia niekosmetyczne. Liczę, że kiedyś się zrealizują



Znacie ten zapach?
Czytaj dalej ...
Blog template designed by SandDBlast