Covid i nowa rzeczywistość natchnęły mnie do tego wpisu. Nie dam głowy, że to powrót do blogowania ale kto wie 😄
Nowa rzeczywistość dotyczy nie tylko sytuacji politycznej i ekonomicznej w naszym kraju i na świecie ale też mojego małego podwórka kosmetycznego. Jakkolwiek polityka i gospodarka zajmują mnie bardziej niż kosmetyki to nie zamierzam zmieniać profilu bloga, choć nie obiecuję, że te dwie dziedziny nie wejdą tu kuchennymi drzwiami 😬 Zmiany to z racji wieku. Im człowiek starszy, tym bardziej rozpolitykowany chyba...
A skoro o wieku mowa to ten wpis zapoczątkuje, mam nadzieję, serię recenzji, przemyśleń, wynurzeń na temat pielęgnacji starzejącej się skóry i starzejącej się kobiety ;) bo blogów urodowo-lifestylowych prowadzonych przez kobiety 45 plus jak na lekarstwo w polskiej blogsferze albo jestem nie na bieżąco, jeśli istnieją to podajcie linki - chętnie poczytam.
W swoim kosmetycznym życiu przeszłam wiele krótszych lub dłuższych romansów, czasem miałam wrażenie, że to już już miłość, taka na stałe i wierna ale to nie tak, jak z ludźmi, choć tu też jestem zmienna 😅
Najwięcej poszukiwań, skoków w bok uskuteczniłam w pielęgnacji bo jeśli chodzi o kolorówkę to mimo zdrad zawsze wracam do MAC Cosmetics.
Od kilku lat, od kiedy rozpoczęła się w moim organizmie „starzeniowa burza” hormonalna, moja skóra przechodzi duże zmiany. Menopauza to często bardzo ciężki czas w życiu kobiety i nawet jeśli przechodzi ją ona stosunkowo łagodnie pod względem dolegliwości fizycznych czy psychicznych, zachodzące w organizmie zmiany odbijają się na ciele. Niby oczywista oczywistość ale gdy już ten moment nadchodzi to bywa trudno się ze zmianami pogodzić.
Dziś nie zamierzam jednak poświęcać uwagi tym problemom a chcę podzielić się z Wami swoim przemyśleniem na temat pielęgnacji starzejącej się cery oraz powiedzieć dwa słowa o kosmetykach, których od jakiegoś czasu używam.
Jak pewnie niektóre z Was pamiętają przez wiele lat byłam wierna kosmetykom pielęgnacyjnym z wyższej półki. Nie jestem fachowcem, nie znam się na składach więc zawsze starałam się ufać sprawdzonym markom i "słuchać" swojej skóry, obserwować jak reaguje. Tak chyba postępuje każdy laik, który po prostu bardziej interesuje się jednym tematem niż innym.
Otóż na podstawie tych dwóch kryteriów doszłam do wniosku, że ze starzeniem się skóry nie poradzi sobie żaden kosmetyk na dłuższą metę. To nie jest epokowe odkrycie ale doprowadziło mnie do podjęcia decyzji o zredukowaniu zakupów kosmetyków premium na rzecz produktów naturalnych lub najbardziej do nich zbliżonych oraz do inwestowania w zabiegi kosmetyczne. Te „dobrze trzymające się” kobiety po 40-tce nie zawdzięczają wyglądu i kondycji cery kosmetykom a m.in zabiegom właśnie. Rzecz jasna dobrze dobrana pielęgnacja jest wspomagająca ale nie udźwignie tematu starzejących się tkanek. Zabiegi, dieta, ćwiczenia, bezstresowy tryb życia - to ewidentne klucze do zachowania młodości na dłużej, a jeśli w tym łańcuchu coś szwankuje to po prostu szybciej starość się pojawi na naszych twarzach i ciele. Też dramatu nie ma w sumie 😃
Po tym przydługim wstępie nadszedł czas by napisać kilka słów o produktach, które stosuję od pewnego czasu.
Jak widzicie dominuje polska marka NaturalME pochodząca bodajże z Krakowa. Moja bardzo sucha skóra potrzebuje duuużo natłuszczających preparatów. Etap nawilżenia już za mną. Teraz nie wystarcza. Nigdy nie pojawia się efekt zapchania więc domniemywam, że wszelkie oleje to dla mojej cery zbawienie. Z marki NaturalME oprócz olejów ze 100% składem olejowym 😁 - 100% zawartość oleju w oleju rzekłby Pan profesor w wydaniu Czechowicza, wybrałam jeszcze hydrolat różany, który stosuję zamiennie z lotionem Sensai. Od dawna widzę, że wszelkie wyciągi z róży mają bardzo dobre działanie dla mojej skóry. Rozjaśnień przebarwień nie zaobserwowałam ale chyba nie pojawiają się nowe więc in plus.
Codzienna poranna ale w sumie i wieczorna rutyna wygląda następuąco. Twarz myję wodą i pianką bo niestety nie przekonałam się do oczyszczenia czymś innym nie wodą. Potem spryskuję hydrolatem NaturalME lub lotionem Sensai, następnie aplikuję jeden z olejków ze zdjęcia (ten z nasion konopii jest najlżejszy) a na koniec nakładam jakie krem nawilżający, raczej lekki (aktualnie Wianek z ekstraktem z mniszka) oraz krem pod oczy. Szukam zazwyczaj kremów pod oczy w postaci żelu bo kremowa konsystencja jest dla mnie za ciężka. Bardzo lubię La Roche-Posay z linii Hydraphase. Lubię dermokosmetyki i często teraz po nie sięgam. Kremy na dzień stosuję lekkie bo w normalnych niepandemicznych warunkach nakładam jeszcze podkład na twarz.
Raz w tygodniu staram się używać jakiegoś serum na noc. Ostatnio na tapecie jest LIQ CC z witaminą C. Są jednak dni, że moja cera niezbyt dobrze go znosi.
Może spłodzę jakiś wpis o wieczornej rutynie? Hmm...
Trzymajcie się zdrowo robaczki :*