środa, 11 marca 2015

ILUA, czyli nowe pojęcie kosmetyku selektywnego

Jakiś czas temu uczestniczyłyście wraz ze mną w tzw. Open box, czyli krótkiej fotograficznej relacji z otwierania pudełka z kosmetykami. Tytuł posta był z premedytacją prowokacyjny - „Otwieramy pudełko marzeń”. Pudełko zawierało produkty nowej polskiej marki selektywnej ILUA.



Kosmetyki selektywne powszechnie kojarzą się z luksusem, prestiżem wynikającym z renomy danej firmy, z zastosowanych wyselekcjonowanych i opatentowanych składników oraz z wysoką skutecznością. Oczywiście nie wszystkie te cechy zawsze idą ze sobą w parze. W przypadku znanych marek płacimy także za całą tzw. otoczkę marketingową.

W przypadku ILUA „selektywność” nabiera innego znaczenia. To kosmetyki ręcznie robione, na indywidualne zamówienie, w 100% naturalne, o ściśle określonym terminie przydatności, dla klienta wymagającego skutecznego działania. Dla mnie to właśnie to indywidualne podejście do każdej klientki stanowi w dużej mierze o selektywności kosmetyków ILUA. Klientka czuje się wyjątkowo już po odwiedzeniu strony internetowej, a także otwarciu przesyłki, o czym pisałam w poprzednim poście. Dzisiaj chcę opowiedzieć o wyjątkowym działaniu produktów ILUA.

Posiadam 3 produkty: masło do twarzy, krem na noc i serum.



Pierwszym kosmetykiem, na który się zdecydowałam było masło do twarzy Dom Błękitnego Mango. Nazwa tego produktu, jak i wielu innych tej marki, pochodzi z literatury. Masło wzięło swą nazwę od tytułu powieści hinduskiego pisarze Davida Davidara. Jak i pozostałe kosmetyki marki, masło znajduje się w szklanym eleganckim słoiczku z ciemnego szkła firmy Miron. To szkło działa jak naturalny filtr, który pozwala jedynie na przenikanie tych promieni słonecznych, które chronią i poprawiają jakość produktów.

Zdecydowałam się na masełko, ponieważ zgodnie z opisem ma silnie natłuszczać nawet bardzo suchą skórę. Mojej skórze, zwłaszcza zimą nie wystarcza nawilżenie, ba, nawilżenie nawet jej nie służy. Im więcej w kosmetyku wody tym gorzej się ma :(. To czego szukam zimą, to właśnie natłuszczenie, które chroni ją przed szkodliwym działaniem warunków atmosferycznych i zmianami temperatury. Dodatkowo moja skóra jest dojrzała z tendencją do zaczerwienień, brakuje jej jędrności, blasku, gładkości. Gdy jest dobrze natłuszczona staje się bardziej elastyczna, miękka, rozświetlona i mniej podrażniona.

Dom Błękitnego Mango ma bardzo zwartą, gęstą konsystencję i kolor pełnowartościowego … masła :). Pachnie oczywiście jak dojrzałe mango ale mniej intensywnie.

Główne składniki to:
masło mango - zawiera wysokie stężenie kwasu stearynowego i oleinowego. Pozostawia na skórze aksamitne uczucie gładkości. Ułatwia gojenie się niewielkich ran i podrażnień. Bardzo dobrze nawilża skórę.
masło kokum - od wieków używane w Indiach dla zmiękczenia i uelastycznienia skóry. Jest bogate w witaminę E i nienasycone kwasy tłuszczowe.
masło waniliowe - intensywnie odżywia i relaksuje skórę, to również źródło polifenoli działających silnie antyoksydacyjnie i przeciwzapalnie.
olej monoi - wonny olej wywodzący się z Tahiti, wytwarzany ręcznie według tradycyjnej receptury z kwiatów gardenii tahitańskiej, posiada właściwości nawilżające, wygładzające i zmiękczające skórę. Na skórze pozostawia jedwabisty film chroniący przed czynnikami zewnętrznymi środowiska.
olej buriti - ważne źródło karotenoidów odpowiedzialnych za pobór tlenu, zwalcza wolne rodniki, chroni skórę przed uszkodzeniem, pobudza produkcję kolagenu i elastyny.
olej babassu - wytłaczany z nasion palmy Cohune zwanej przez tubylców "Drzewem życia Majów" zmiękcza skórę, czyni ją delikatną i zabezpiecza przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych, odbudowuje warstwę lipidową skóry.
olej ze słodkich migdałów - wygładza skórę. Ma właściwości odżywcze, nawilżające, uelastyczniające oraz łagodzi podrażnienia.” 


Właśnie ten skład mnie przekonał. Masła i oleje, to to, co bardzo polubiła moja skóra.

Kosmetyk należy przechowywać w lodówce, co oprócz gwarancji świeżości i jakości ma dodatkową zaletę podczas aplikacji. Taki schłodzony produkt, delikatnie rozgrzany w dłoniach przed nałożeniem sprawia, że moja skóra odczuwa swoisty zastrzyk energii. Masełko, mimo gęstej konsystencji dobrze się rozprowadza i wbrew podobieństwu do spożywczego masła nie daje „tłustego” efektu. Na twarzy zamienia się jakby w gęsty mus. Przez pierwsze trzy tygodnie stosowania moja skóra chłonęła je całkowicie, co świadczyło o tym , jak bardzo była przesuszona. Po tym czasie pozostawał na niej delikatny film, który jednak absolutnie nie był niekomfortowy. Masełka używałam na dzień, pod makijaż i mimo stosowania dość bagatych podkładów nic nie spływało, nie warzyło się. Moja skóra wyglądała na zdrowo nawilżoną, rozjaśnioną i chyba młodszą. Niektóre z Was zauważyły to, gdy prezentowałam na blogu paletę Kevyna Aucoin TU. Ten blask, może nieco zbyt ewidentny ale według mnie nienachalny zawdzięczam właśnie pielęgnacji ILUA.

Jedynym mankamentem jaki widzę w masełku jest jego pojemność w stosunku do okresu przydatności. Za 280zł. otrzymujemy 100g produktu. Nie udało mi się go zużyć w ciągu wyznaczonego 2,5 miesiąca. Nie ma jednak tragedii, ponieważ jako naturalny kosmetyk może zostać wykorzystany do innych partii ciała. Ja zastosowałam je do ciała. Świetnie się sprawdziło.


Drugim kosmetykiem ILUA, który wybrałam jest krem na noc Lady in Red (od tytułu pięknej piosenki Chrisa de Burgha). Krem przeznaczony jest dla kobiet po 30-tce, ma działać przeciwzmarszczkowo i walczyć z innymi objawami starzenia się skóry. Krem łączy składniki pochodzące z komórek wąkroty azjatyckiej i nowozelandzkiej paproci drzewiastej o silnym działaniu przeciwstarzeniowym, regenerującym i przeciwzmarszczkowym.

Masełko do twarzy i krem na noc


Znajdziemy tu też esencjonalne ekstrakty z wanilii i granatu oraz olej z opuncji figowej i patagońskiej róży, które dodatkowo intensyfikują działanie.

Dodatkowym atutem Lady in Red jest możliwość stosowania na skórę wokół oczu.

Produkt należy przechowywać w lodówce. Okres przydatności to 2,5 miesiąca a pojemność 50g.

Krem ma lekką konsystencję, malinowy kolor i zapach zapewne dzięki zastosowaniu ceramidów malinowych, które wpływają na barierę ochronną skóry, poprawiają nawilżenie skóry oraz uszczelniają barierę naskórka, dzięki czemu jest chroniona przed podrażnieniami.

Aplikacja w połączeniu z zapachem sprawia, że z autentyczną przyjemnością wyczekuję każdego wieczora. Krem jest bardzo wydajny i jeśli nie uda się go zużyć w ciągu 2,5 miesiąca można z powodzeniem stosować go na dzień. Podobnie jak w przypadku masła do twarzy zaletą kosmetyków naturalnych jest ich wielofunkcyjność.

W odróżnieniu od masła Lady in Red jest lekki, delikatny, dobrze się wchłania przy każdej aplikacji. Rano jednak budzę się z uczuciem, że skóra nie jest goła, nie biegnę do łazienki by natychmiast coś na nią nałożyć. Krem bardzo dobrze działa także na moje zaczerwienienia, wieczorem koi i łagodzi skórę, pewnie także dzięki uprzedniemu schłodzeniu. Co do redukcji zmarszczek to nie zauważyłam aby te, które mam zniknęły natomiast dzięki odżywieniu, odpowiedniemu poziomowi nawilżenia jaki daje krem moja skóra jest wygładzona, bardziej elastyczna więc optycznie zmarszczki są mniej widoczne. W opinii znajomych wygląda świeżo, młodziej i jaśniej.

O serum opowiem przy najbliższej okazji.

Jedno jest pewne – pielęgnacja ILUA zostanie ze mną na długo.



42 komentarze:

  1. Wiem, o czym piszesz :-)
    Dostałam dzisiaj próbki i jestem JUŻ absolutnie zakochana w kremie na dzień. Zupełnie się tej miłości nie spodziewałam, bo do kosmetyków naturalnych jestem nastawiona bardzo sceptycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja mam powiedzieć? Zakochana bezgranicznie w perfumeryjnych selektywach? Jestem w takim szoku pielęgnacyjnym w jakim nigdy nie byłam ;)

      Usuń
    2. Bardzo dobrze, że można jeszcze na takie fajne kosmetyki trafić. Ostatnio rzadko mi się to przydarza. W sumie oprócz dzisiejszego dnia to tylko 2 kosmetyki, od początku roku zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

      Usuń
    3. Kremy pod oczy z Eisenberga (seria wybielająca) i z Algenist- rewelacja zaraz po Shiseido.

      Usuń
  2. te produkty kojarzą mi się z Fridge, krótki termin ważności, przyjemne składy, ładna oprawa i ładna cena :). Kocham naturalne produkty, markę znam od jakiegoś czasu, jednakże ceny sa dla nie do przeskoczenia. Zazdroszczę możliwości poznania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fridge korzysta, o ile wiem, z rodzimych składników ale zasada podobna :)

      Dostałam rabat, choć na dobry produkt jestem w stanie dużo wydać.

      Usuń
  3. Bardzo kusi mnie ta marka :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie miałam do czynienia z tą marką ale po twoich opisach -bardzo zachęca. Co do pielęgnacji naturalnej to wlasnie olejkami i maslami ( oraz kremami kręconymi samej w domu) wyleczyłam zimowego sucharka na twarzy, ktory juz wygladal bardzo chorobliwie dlatego ostatnio jestem duzą fanką olejkow i przemycam je doslownie -wszędzie gdzie się da.

    Buziaki Kochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz podać mi przepis :)

      Usuń
    2. Mam kilka kochana ale głównie bazują one na oleju ze słodkich migdałów, monoi, maśle mango, shea i kokosie. Czasami wzbogacam olejkami (witamina E, A, róża damasceńska) i moja skóra bardzo się polubiła właśnie z taką drogą pielęgnacji.

      Przerobiłam wszystko od oczyszczania po tonizowanie :D

      Usuń
    3. Brzmi ciekawie :) Może się jakaś własna marka rozwinie z tego domowego kręcenia :)

      Usuń
  5. Zazdroszczę,wyglądają niesamowicie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kusisz:) Kosmetyki prezentują się bajecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Obejrzałam stronę, polubiłam na fb i zakochałam się :) Czekam, aż wykończę co mam i podejrzewam się, że przepadnę ;) Już lata mijają odkąd używam kosmetyków naturalnych i jeśli chodzi o pielęgnację, to bardzo uważnie czytam skład. Żeby jeszcze kolorówka miała godne odpowiedniki... Wole nie pochylać się nad składem takiego np. tuszu do rzęs...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że u mnie Ilua będzie dalej działać tak, jak teraz. Zauważyłam niestety, że jak już moja skóra coś polubi i przywyknie produkt z czasem przestaje działać tak, jak na początku. Może to właśnie kwestia przyzwyczajenia...

      Usuń
    2. Pewnie z czasem nie będziesz widzieć aż takich efektów jak na początku, ale jak się skóra odzwyczai od silikonów, parafiny itp to można się niemile zdziwić po zastosowaniu cuda marki tzw. selektywnej... Nie każdej, bo niektóre marki, choć nie eko, mają przyzwoite składy, ale inne, naprawdę niemile potrafią zaskoczyć...

      Usuń
    3. Nie strasz ;) Choć nawet jeśli to skórze dobrze zrobi, jedynie blog zniknie :)

      Usuń
    4. Zmieni profil - natura, zdrowe życie, drewniany dom na wzgórzu, kasza jaglana i te sprawy... :D

      Usuń
    5. :)) To nie dla takiego snoba jak ja ;)

      Usuń
    6. Wciąż nie marzysz o prostym życiu... Ech...

      Usuń
    7. Marzę, ale chyba bym nie umiała już :/

      Usuń
  8. O, ja ostatnio patrzylam na ich oferte i Twoj post mi spada jak z nieba :) Zdecydowanie coraz bardziej przekonuje sie do naturalnej pielegnacji i ciesze sie ze jest coraz wiekszy wybor kosmetykow bez parabenow i innych szkodliwych substancji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kosmetyk naturalny okazuje się tak samo dobry, jak ten z parabenami to warto się przestawić :)

      Usuń
    2. Moim zdaniem są wiele lepsze - mają przyjemną, nie plastikową konsystencję, delikatniejsze, ale piękne zapachy. Dla mnie np. najważniejsze jest, że nie zapychają. Naprawdę twarz jest w lepszym stanie. I w sumie można spojrzeć, że portfel też, bo nie ma co kupować na zapas - jeden rodzaj kremu na raz. I z doświadczenia wiem, że wcale nic złego się nie dzieje, gdy termin przydatności trochę się przekroczy, bez przesady.

      Usuń
    3. Ja już przekroczyłam z tym masłem do twarzy. Używam do ciała resztę i nadal działa :)

      Usuń
  9. Ja przepadłam - używam całego zestawu ILUA. Właśnie zaczęłam drugie opakowanie kremu na noc, tonik mam trzeci...Moja cera uwielbia ILUĘ, skóra pokochała masło do ciała. O cenie można dyskutować. Rzeczywiście jest to jednorazowo spory wydatek ale wydajność kosmetyków jest ogromna. A kwestią najistotniejszą jest ich działanie. Od lat walczyłam z popękanymi naczynkami na policzkach - zniknęły, suche dłonie i stopy, łuszcąca się skóra na łydkach - tu pomogło masło do ciała, mleczko zmywa makijaż z twarzy i oczu, tonik jest nieziemski - spryskuję nim twarz i szyję kilka razy w ciągu dnia, masło do twarzy stosuję pod oczy - rewelacyjnie nawilža delikatną skórę i nie podrażnia...Epopeję mogłabym napisać o tych kosmetykach :-). A jestem nałogową kosmetykoholiczką. Trafiłam na stronę ILUA przypadkowo. Szukałam w internecie nowych, cudownych wszystkorobiących kremów. Nie analizowałam składów bo po prostu się na tym nie znam. Jako nałogowiec kupiłam je "oczami" - zdjęcia, opisy oczarowały mnie. Zaczęłam od kremu na dzień i na noc i wpadłam jak śliwka w kompot :-))). Skompletowałam cały zestaw i nie zamierzam nic w pielęgnacji zmieniać. Stosowałam kosmetyki z różnych półek cenowych - od produktów firmy Ziaja po Chanel. I nie znalazłam ulubieńców. Kupowałam po prostu kolejne nowości przeróżnych firm obiecujących nieziemski efekty dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych technologii...a ukojenie cery, nawilżenie i redukcję wydzielania sebum dały mi ręcznie robione kosmetyki ILUA. I będę wobec nich bezkrytyczna bo patrzę codziennie w lustro i widzę, że moja 38- letnia skóra osiągnęła stan równowagi.
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoją opinię.
      Ja co prawda dopiero poznaję ofertę Ilua ale już wiem, że ryzykuję uzależnieniem ;)

      Usuń
  10. Zaciekawiłaś mnie :-) Już samo poczucie, że kosmetyk jest zrobiony specjalnie dla nas daje poczucie zadowolenia :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak trochę sceptycznie podchodzę do kosmetyków naturalnych, ale i opis i część komentarzy robi wrażenie i działa bardzo zachęcająco.
    Cena to zawsze rzecz względna, dla mnie jeśli produkt działa mogę za niego zapłacić więcej niż przeciętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak, jak ja :)
      Też podchodziłam sceptycznie, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo stosowania. Ilua posiada wymagane certyfikaty a jej właścicielka jest od lat związana z branżą kosmetyczną. To mnie uspokoiło.

      Usuń
    2. Ja tam bardziej boję się kremów za dychacza, kredek, ceni, tuszów po kilka, kilkanaście zł za sztukę czy lakierów za piątaka. A pół kraju używa i sobie chwali... Wolę nie znać składu i jakości tych rzeczy... Kosmetyki to jest fizyka kwantowa, kilka/naście zmieszanych składników - czego tu się bać? Ja boję się parafiny i silikonów, a to plus woda stanowi 90% zawartości słoiczka kremu czy za 5 czy za 500 zł.

      Usuń
    3. No tak... Od dawna podejrzewałam, że blogi kosmetyczne to ściema :D
      A tak serio, to też boję się składów w tanich produktach. Taką Chanel to chociaż można prawnie próbować ścignąć jeśli kosmetyk zrobi nam krzywdę ;)

      Usuń
  12. Przepiękne nazwy i konsystencje bardzo kuszące... z opisu wnioskuję, że byłam zadowolona. Szata graficzna opakowań bardzo stylowa - kosmetyki idealne, chyba :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Może kiedyś się szarpnę na taki wspaniały kremik :) Szkoda, że teremin przydatności jest tak krótki, mogłoby być z deka więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się trochę przeciągnie to nie ma tragedii póki stoi w lodówce.

      Usuń
  14. Cudowne nazwy maja te produkty, ale ja sie boje kosmetykow hand made, boje i juz :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, hand made ma różne znaczenie. Ilua to nie są kosmetyki "kręcone" w garażu przez dyletantów. Ja zaufałam i dobrze zrobiłam.

      Usuń

Jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, nawet te negatywne. Proszę jednak aby były one kulturalne. W przeciwnym razie zastrzegam sobie prawo do ich usunięcia.

Blog template designed by SandDBlast