Jestem twardogłowa, czyli inaczej beton, konserwa i jednostka niereformowalna w bardzo wielu kwestiach. Jedną z nich jest niechęć do dezodorantów blokujących wydzielanie potu. Wiem, nikt nie udowodnił, że zawarte w nich związki chemiczne mają rakotwórcze właściwości. Mimo to wystrzegam się a właściwie wystrzegałam bo od dość dawna trudno zdobyć dezodorant nie zakłócający transpiracji skóry pod pachami.
Gdy więc jakiś czas temu EISENBERG wypuścił dezodoranty reklamując je jako skuteczne produkty nie blokujące wydzielania potu ale eliminujące nieprzyjemny zapach wzbudziło to moje ogromne zainteresowanie.
Pierwsze dezodoranty otrzymałam od marki do testów ale okazały się tak idealnie się spisywać, że aktualnie posiadam kolejne opakowania kupione za własne, zarobione w pocie i znoju pieniądze ;)
Dezodorant w białym opakowaniu przeznaczony jest dla kobiet, w srebrnym dla mężczyzn. Przyznam, że nie wiem czy prócz koloru opakowania czymś się różnią ;) Mąż ma podobne wrażenia do moich więc wnoszę, że różnica jest tylko w opakowaniu.
EISENBERG postanowił opracować dezodoranty, które nie zaburzają naturalnego mechanizmu pocenia się ale eliminują nieprzyjemny zapach, czyli działają na florę bakteryjną rozwijającą się w wydzielinie produkowanej przez gruczoły apokrynowe (te zlokalizowane w okolicy pach). "Antybakteryjny kompleks dezodoryzujący EISENBERG wiąże wodę i zakwasza pH. W ten sposób pozbawia bakterie "pokarmu" i zapobiega rozkładowi potu. To ogranicza mnożenie się bakterii odpowiedzialnych za przykry zapach".
Dezodoranty EISENBERG pozbawione są soli aluminium, alkoholu, parabenów, barwników, zapachu.
Podeszłam z nadzieją ale sceptycznie zwłaszcza, że przez kilkanaście pierwszych dni nie widziałam żadnego działania.
Potem nastąpił cud prawie mniemany :)
Po tych kilkunastu dniach nieprzyjemny zapach był coraz mniej wyczuwalny a aktualnie, gdy stosuję swój dezodorant już od kilku dobrych miesięcy, w ogóle zniknął.
"No tak, tak, ale pewnie Ty się mało pocisz" powie ktoś. Otóż miałam taki okres w życiu, zaraz po urodzeniu dzieci, że faktycznie pot nie był jakimś szczególnym utrapieniem ale latka lecą. Teraz jestem w tzw. wieku przedmenopauzalnym (tak stoi w ostatnim wypisie ze szpitala :D) i przyjęłam go z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli m.in. ze zwiększoną męczliwością i potliwością.
Dezodorant EISENBERGA radzi sobie świetnie z moimi huśtawkami transpiracyjnymi. Jedyne momenty, kiedy trochę "wymięka" to choroba ale wtedy potliwość nie jest w sumie naturalna a zmieniona chorobowo więc mu darowuję.
Nie uprawiam sportów ale ostatnio zaczęłam chodzić z kijami ze względu na szwankujące serducho a ponieważ moja kondycja jest od lat zerowa wracam z takich spacerków mokra jak mysz. Staram się chodzić szybko :) Dezodorant EISENBERGA daje radę.
Produkt jest dodatkowo bardzo przyjemny w aplikacji. Rozpyla się w postaci delikatnej świeżej mgiełki, która nie pozostawia białych, czy tym bardziej żółtych plam na ubraniu. Nie powoduje żadnych podrażnień a fakt braku zapachu może być tylko plusem - nie kłóci się z ukochanymi perfumami :)
Dla wojujących ekologów też mam dobrą wiadomość - opakowanie w 100% podlega recyklingowi i nie zawiera gazu.
Jakich używacie dezodorantów?
Ja nigdy nie używałam dezodorantów z tej firmy :) Plus za takie opakowanie!
OdpowiedzUsuńOpakowanie wygodne i eko :)
UsuńTez zwracam uwage na to zeby deo nie miał tych szkodliwych substancji bo tez mam utwoerdzone w głowie ze te wszystkie aluminium potwornie szkodzi. W domu mam dwa rodzaje deo, jeden na wyjscia kiedy dzien jest i intensywny to Rexona albo Dove, a kiedy głownie siedzę w domu to używam takich delikatnych z namalowaną różową wstążką, są do kupienia w Rossmanie i nie zawierają szkodliwych substancji.
OdpowiedzUsuńNo patrz, to ja chyba ślepa :/ Szukam czegoś dla córy teraz - dorasta :)
UsuńJeszcze nie miałam ale mnie przekonałaś żeby choć spróbować. Ciekawa jestem jak się sprawi w wieku pomenopaualnym. ;) Wiem, miałam przedwcześnie dzięki problemom z tarczycą. :)
OdpowiedzUsuńSądzę, że dadzą radę :)
Usuńajajaj.... buziam te Eisenbergi i z liścia uderzam w ich cenę, ale... to Eisenberg, a nie Fa ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda to prawda :)
Usuńbardzo elegancji wyglądają, ja ostatnio przerzuciłam się na kremowe antyperspiranty. Tymi mnie zaciekawiłaś i kto wie może wypróbuje w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńJakieś konkretne?
UsuńKusza okrutnie ;) Chyba wreszcie ulegnę i przetestuje te cudeńka na sobie :)
OdpowiedzUsuńTrzeba trochę cierpliwości do nich wykazać ale działają :)
UsuńBloker Vichy. Wiem, że to gorzej niż grzech pierworodny, ale jestem uzależniona :/
OdpowiedzUsuńU mnie też był długo bloker Vichy :/
UsuńNie używałam jeszcze, ale to kwestia czasu jak w końcu wypróbuję ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że też będziesz zadowolona.
UsuńDla mnie pojawienie się blokerów to było objawienie. Gdy X lat temu odkryłam Etiaxil, zaczęłam wreszcie swobodnie nosić ubrania, nie musiałam panikować, że czuję swój pot i całe otoczenie też, wreszcie mogłam zakładać bluzki spokojnie przez parę dni a nie po paru godzinach noszenia wrzucać do pralki.
OdpowiedzUsuńNo naprawdę mogłabym spokojnie wystąpić w reklamie i ględzić o tym, że Etiaxil zmienił moje życie. Niestety cierpię na nadpotliwość pod pachami (o dziwo nigdy nie pocę się na twarzy, plecach itp.), do tego mam bardzo intensywny zapach potu, wcześniej żaden zwykły dezodorant sobie nie radził a już jak dochodził stres, to był koszmar. Teraz przeszłam na Ziaję i dużej różnicy (poza cenową) w stosunku do Etiaxilu nie widzę, więc zostaniemy razem. Testowanie zwykłych dezodorantów nie wchodzi już u mnie w grę.
Moja koleżanka miała podobnie - cały czas czuć było od niej potem. Pojechała na jakaś wymianę i jeszcze w drodze z lotniska babka zatrzymała taxi pod apteką i poradziła, co ma kupić. Opcji sprzeciwu nie było. Był to właśnie Vichy 7 days. Odkąd wypróbowałam, uwielbiam, choć specjalnych problemów nie miałam.
UsuńKtóra to ta Ziaja?
UsuńMam kolezanke, Koreanke. Ona smieje sie z tych dezodorantow do rozpuku. Przywiozla he sobie z wycieczki do Europy, bo u nas ich nie ma.
OdpowiedzUsuńJej wnioski: nie ma ich z bardzo prostych przyczyn - nie sprawdzaja sie w warunkach 99% wilgotnosci powietrza i niemal 40 stopniowym upale, oraz, nie robia nic dla ludzi, ktorzy nalogowo spozywaja kimchi.
Pot, jak wiadomo, rowniez bierze swoj zapach od tego co jemy.
Eisenberg przegral z tropikami i z kimchi na calej linii.