Wśród moich londyńskich zakupów nie mogło rzecz jasna
zabraknąć Lush’a.
Nigdy nie miałam styczności z tymi produktami a
zachwyty, które czytam i słyszę zewsząd sprawiły, że pierwsze kroki wprost z
lotniska (no może trochę przesadzam ;) skierowałam właśnie do malutkiego
słodkiego sklepu na Regent St.
Jeśli jeszcze ktoś z Was nie słyszał o Lush to śpieszę
wyjaśnić, że jest to angielska firma produkująca kosmetyki w głównej mierze
pielęgnacyjne na bazie świeżych owoców i warzyw, wykonane ręcznie, nie
testowane na zwierzętach, często są to produkty wegańskie. Cechą
charakterystyczną Lush jest to, że znakomita większość produktów nie zawiera
konserwantów dlatego też mają krótką datę przydatności do „spożycia”,
zazwyczaj 2-3 tygodnie. Data ta znajduje się na opakowaniu, na którym często
widnieje również imię twórcy produktu . Produkty z krótkim terminem
przydatności należy przechowywać w lodówce.
Sklepiki Lush są niewielkie ale wypchane po brzegi,
bajecznie kolorowe i przypominają bardziej cukiernie niż sklepy z kosmetykami.
Od progu owiewa Cię zapach produktów różnej maści i konsystencji a zapach ten
nosisz potem na sobie cały dzień. W sklepikach Lush można wszystko wypróbować.
Są tam miseczki z wodą, w których po testach można obmyć ręce. Obsługa
jest przemiła i zrobi Ci 10 minutowy masaż dłoni wybranym kremem czy masłem do
ciała (!)
Produkty jakie tam znajdziemy to mydełka na wagę,
szampony w kostkach czy raczej w tabletkach, świeże maseczki, kremy,
kostki/batony do kąpieli (bubble bars)w magicznych barwach, galaretki do
kąpieli , peelingi, dezodoranty, perfumy itd.,itp. Mam wrażenie, że asortyment
Lush jest jak wór bez dna. Produkty nie dość, że intrygująco pachną to jeszcze
mają zabawne nazwy (Cosmetic Warrior, Handy Gurugu, Sonic Death Monkey, Shave
the Planet).
Ceny są dość przystępne o ile nie zamierzasz wykupić
połowy sklepu a zazwyczaj zamierzasz:)
Moje lushowe nabytki to: szampony w kostkach,
świeże maseczki, mydełko, masełka do ciała i krem do ciała.
Na pierwszy ogień pójdą dwie maseczki o różnym
działaniu, zapachu, konsystencji i oczywiście składzie.
Pierwsza to Oatifix,
maseczka do suchej skóry o działaniu zmiękczającym, natłuszczającym z owsianką,
migdałami, wanilią, bananami, masłem z orzechów illipe. Czujecie ten zapach? Z
zasady nie przepadam za spożywczymi nutami w kosmetykach ale w produktach Lush
nie przeszkadza mi to zupełnie, ponieważ mix aromatów spożywczych z innymi
podchodzi moim zdaniem pod majstersztyk aromakologii :)
Maseczkę należy pozostawić na twarzy od 5-10 min. nie
dopuszczając do całkowitego zaschnięcia, omijając okolice oczu i ust, po czym
zmyć ciepłą wodą. Możemy stosowac zabieg 2-3 razy w tygodniu.
Konsystencja Oatifix
jest owsiankowo-maślana, niełatwa w nakładaniu i prezentuje się tak:
Maskę
zastowałam już 4 raz (2 razy w tygodniu) i za każdym razem nie mogę się
nadziwic jak długo utrzymuje się efekt. Zazwyczaj nie muszę przez kilka godzin
nakładac żadnego kremu. Nie ukrywam, że również po to aby jak najdłużej czuc
ten niesamowity waniliowo-migdałowy zapach :)
75
g produktu wystarczy mi akurat na wskazane w dacie przydatności 3,5 tygodnia.
Szkoda, bo trudno będzie mi się z nią rozstac :( Nie chce któraś z Was wziąc
Lusha we franczyzę w Polsce? ;)
I
jeszcze bardzo fajny opis działania maseczki z gazetki Lush.
powiększalne :) |
Druga maska, najbardziej popularna wśród masek Lush, to Catastrophe Cosmetic (A cooling mask to calm the most catastrophic of catastrophes!) na niespodzianki typu wypryski, zaczerwienienia, ślady po urazach. W jej skład wchodzą głównie jagody bogate w naturalne antyoxydanty, żel z irlandzkiego (!) mchu i olej z migdałów.
Maska prezentuje się tak
A jak na buzi to znajdziecie na blogu Marti (nie pogniewasz się mam nadzieję :).
Ma zupełnie inną konsystencję niż Oatifix; jest gładsza w dotyku, bardziej maziowata, zawiera kawałki jagód a po nałożeniu na buzię dośc szybko tężeje trochę jak zaprawa cementowa... Ma też podobny kolor ale rzecz jasna nie zapach ;) Dla mnie trochę za mocna, ale przed planowanym wielkim wyjściem w sytuacjach podbramkowych na pewno ratuje nasz wygląd.
W następnym poście przedstawię Wam moje lushowe nabytki mydełkowo-szmponowo-masełkowe. Zapraszam zainteresowanych.
Mam dla Was przy okazji pytanie-propozycję z rodzaju gangsterskich (nie do odrzucenia). Czy interesowałby Was post czy raczej kilka postów z cyklu "Przewodnik po produktach Lush"?
Otóż do swoich zakupów otrzymałam 48-stronicową gazetę opisującą bardzo dokładnie cały (chyba) asortyment tej firmy.
Oczywiście wszystkie informacje można znaleźc na ich międzynarodowych stronach ale ostatecznie dla wielu z nas języki obce są obce więc może taka baza wiedzy o Lushu byłaby pomocna w zakupach. Co Wy na to?
Na zakończenie tego dzisiejszego elaboratu chcę serdecznie podziękowac Marti z bloga Beauty And Mac za nieocenioną pomoc w moich lushowych zakupach. Bez Ciebie byłabym jak dziecko w lushowej mgle ;)
Miłej niedzieli z maseczkami maści wszelakiej:)
Nie wiem czy bardziej zazdroszczę Ci Londynu w zimie (moje marzenie ;)), czy tych zakupów. ;) O Lush już się tyle naczytałam, że chyba w końcu się zdecyduję. ;) A może wrzucisz jakieś zdjęcia z Londynu? :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam ich za wiele, bo jeśli czytałaś o moich perypetiach wyjazdowych nie miałam telefonu a co dopiero aparatu ("przecież zrobię zdjęcia telefonem to po co mam się obtykac z aparatem" ;))
UsuńWielka szkoda że u nas nie ma Lush. Na pewno kupiłabym jakąś maseczkę...
OdpowiedzUsuńja baaaardzo chętnie poczytam przewodnik po produktach lush :)
OdpowiedzUsuńoatfix kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńNie słyszałam jeszcze o tej marce, ale myślę, że to świetny pomysł. Szkoda, że w Polsce jeszcze nie ma takiej marki (chyba, że jest a ja jestem niedoinformowana).
OdpowiedzUsuńSą różne "mydlarnie" ale o produktach typu Lush też nie słyszałam w PL.
Usuńmuszę kiedyś dorwać się do tej katastrofy - nie dosyć, że idealnie wpasowana w potrzeby mojej skóry, z którą problemów nie pozbędę się chyba do późnej pięćdziesiątki, to jeszcze jagody.... hmmmm ;)
OdpowiedzUsuńJa tak do końca nigdy nie wiem czy blueberry to jagoda czy borówka...
UsuńSzkoda że u nas nie ma tak miłej obsługi T.T a kosmetyki w 100% naturalne... mmm... ja bym chyba zjadła XD
OdpowiedzUsuńPojawia się ewentualnośc konsumpcji, bo zapachy przesmakowite :)
Usuńno kochana pojechalas z tematem, od deski do deski przeczytalam:)))
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Catastrophe, mi nie tężeje:)
Genialna, boska i świetna w zapachu, ja polecam jeszcze ocean scrub:)
Długie co? Doceniam wytrwałośc ale przecież Ty akurat to wszystko wiesz :)
Usuńno wiem ale uwielbiam czytać Twoje wpisy:) Sa dużo treściwsze niż moje, poza tym troszke róznych kupiłysmy:)))
UsuńZazdroszczę Ci wizyty w tym bajkowym sklepie.
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam więcej postów o Lushowych cudach.
Od siebie też polecam maseczkę Cupcake.
Nie słyszałam jeszcze o tej maseczce, fajna recenzja . Musze się rozejrzeć za nią ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga ;)
Pozdrawiam
http://cherrylassie.blogspot.com/
Kochana, spadłaś mi z nieba tym postem. Wybieram sie do Lush od dawna, walcze ze skórą i szukam dobrej maski nawilzajacej :) Dzieki (tak, chciałabym poczytać więcej)
OdpowiedzUsuńPrzewodnik jest zawsze mile widziany:)))
OdpowiedzUsuńPrzetestowalam prawie cala oferte Lush'a i mam swoich ulubiencow. Maja lepsze o gorsze produkty ale maske CC uwielbiam podobnie jak Aqua Marine. To moje must have:) Jednak pomimo, ze firme dobrze poznalam to nadal kazda wizyta konczy sie slinotokiem;))) no i te zapachy!
Pozdrawiam:*
Pięknie opisałaś te maseczki :) Ty już wiesz, że ja bym chętnie tę franczyzę Lush'a otworzyła, ale to pierońsko trudne jest :/
OdpowiedzUsuńMnie "męczy" szampon w kostce... :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdanie do mnie.
OdpowiedzUsuńzazdraszczam tego lushu i uwazam, ze takie posty bylyby rewelacyjne:)
OdpowiedzUsuńdziwne to
OdpowiedzUsuńmoje dwie najukochańsze maseczki :)
OdpowiedzUsuńOatfix oddawaj :) jak ja za nim tęsknie.. skończył mi się 2 tygodnie temu, a tak się przyzwyczaiłam do tego mojego Lushowego rytuału..
PS: dodam od siebie, że termin ważności 4 tygodnie, co w praktyce przenosi się na wspomniane przez Ciebie 2-3 tygodnie mają tylko świeże maseczki, właśnie te śliczności, co nam pokazałaś :) i tylko maseczki trzeba w lodówce trzymać.. reszta produktów to już termin 3 miesiące i w górę :)
dawaj tą gazetkę ;)
OdpowiedzUsuńChcemy artykuł o lushowych cudakach! :) Koniecznie.
OdpowiedzUsuńKażdemu się przyda jeśli ma zamiar wybrać się na zakupy do UK. Maseczki naprawdę smakowite.
Będzie wedle życzenia :)
Usuńja ciagle jak wchodze do LUsh'a to dostaje oczoplasu bo wydaje mi sie ,ze co roz sa tam nowe produkty:)A ta maseczkz migdalami i bananami narobilas mi smaka:)))A jesli chcialabys cos z Lush'a to sluze pomoca:)
OdpowiedzUsuńDzięki. Będę pamiętac :)
Usuńbardzo lubiłam lusha dopóki nie zaczął coraz dziwaczniej traktowac klientów - skasowali okienko na uwagi do zamówien, nie ma już próbek, zniknęły puszki dodawane do dwóch szamponów, strona w czasie trwania promocji jest w zasadzie nieosiągalna i same takie kwiatki, a w dodatku niestety jak się wczytac w niektóre składy, np skłądy mydeł i szamponów, to nie są tak do konca naturalne - ale mam kilka ulubionych kosmetyków z tej firmy, do których należą własnie niektóre świeże masecki
OdpowiedzUsuńMarzy mi sie wyprawa do lush'a... Moze juz wkrotce:)
OdpowiedzUsuńteż został mi wykonany mini masaż w salonie lusha :) zakupiłam maseczke i dostałam tę samą gazetkę :)
OdpowiedzUsuń