sobota, 18 lutego 2012

Londyńskie zakupy odsłona czwarta - Lushowe szaleństwo + pytanie do Was


Wśród moich londyńskich zakupów nie mogło rzecz jasna zabraknąć Lush’a
Nigdy nie miałam styczności z tymi produktami a zachwyty, które czytam i słyszę zewsząd sprawiły, że pierwsze kroki wprost z lotniska (no może trochę przesadzam ;) skierowałam właśnie do malutkiego słodkiego sklepu na Regent St.
Jeśli jeszcze ktoś z Was nie słyszał o Lush to śpieszę wyjaśnić, że jest to angielska firma produkująca kosmetyki w głównej mierze pielęgnacyjne na bazie świeżych owoców i warzyw, wykonane ręcznie, nie testowane na zwierzętach, często są to produkty wegańskie. Cechą charakterystyczną Lush jest to, że znakomita większość produktów nie zawiera konserwantów dlatego też  mają krótką datę przydatności do „spożycia”, zazwyczaj 2-3 tygodnie. Data ta znajduje się na opakowaniu, na którym często widnieje również imię twórcy produktu . Produkty z krótkim terminem przydatności należy przechowywać w lodówce.

Sklepiki Lush są niewielkie ale wypchane po brzegi, bajecznie kolorowe i przypominają bardziej cukiernie niż sklepy z kosmetykami. Od progu owiewa Cię zapach produktów różnej maści i konsystencji a zapach ten nosisz potem na sobie cały dzień. W sklepikach Lush można wszystko wypróbować. Są tam miseczki z wodą, w których po testach można obmyć ręce.  Obsługa jest przemiła i zrobi Ci 10 minutowy masaż dłoni wybranym kremem czy masłem do ciała (!)

Produkty jakie tam znajdziemy to mydełka na wagę, szampony w kostkach czy raczej w tabletkach, świeże maseczki, kremy, kostki/batony do kąpieli (bubble bars)w magicznych barwach, galaretki do kąpieli , peelingi, dezodoranty, perfumy itd.,itp. Mam wrażenie, że asortyment Lush jest jak wór bez dna. Produkty nie dość, że intrygująco pachną to jeszcze mają zabawne nazwy (Cosmetic Warrior, Handy Gurugu, Sonic Death Monkey, Shave the Planet).
Ceny są dość przystępne o ile nie zamierzasz wykupić połowy sklepu a zazwyczaj zamierzasz:)

Moje lushowe nabytki to: szampony w kostkach, świeże maseczki, mydełko, masełka do ciała i krem do ciała.
Na pierwszy ogień pójdą dwie maseczki o różnym działaniu, zapachu, konsystencji  i oczywiście składzie.

Pierwsza to Oatifix, maseczka do suchej skóry o działaniu zmiękczającym, natłuszczającym z owsianką, migdałami, wanilią, bananami, masłem z orzechów illipe. Czujecie ten zapach? Z zasady nie przepadam za spożywczymi nutami w kosmetykach ale w produktach Lush nie przeszkadza mi to zupełnie, ponieważ mix aromatów spożywczych z innymi podchodzi moim zdaniem pod majstersztyk aromakologii :)


Maseczkę należy pozostawić na twarzy od 5-10 min. nie dopuszczając do całkowitego zaschnięcia, omijając okolice oczu i ust, po czym zmyć ciepłą wodą. Możemy stosowac zabieg 2-3 razy w tygodniu.

Konsystencja Oatifix jest owsiankowo-maślana, niełatwa w nakładaniu i prezentuje się tak:

Maskę zastowałam już 4 raz (2 razy w tygodniu) i za każdym razem nie mogę się nadziwic jak długo utrzymuje się efekt. Zazwyczaj nie muszę przez kilka godzin nakładac żadnego kremu. Nie ukrywam, że również po to aby jak najdłużej czuc ten niesamowity waniliowo-migdałowy zapach :) 
75 g produktu wystarczy mi akurat na wskazane w dacie przydatności 3,5 tygodnia. Szkoda, bo trudno będzie mi się z nią rozstac :( Nie chce któraś z Was wziąc Lusha we franczyzę w Polsce? ;)

I jeszcze bardzo fajny opis działania maseczki z gazetki Lush.

powiększalne :)

Druga maska, najbardziej popularna wśród masek Lush, to Catastrophe Cosmetic (A cooling mask to calm the most catastrophic of catastrophes!) na niespodzianki typu wypryski, zaczerwienienia, ślady po urazach. W jej skład wchodzą głównie jagody bogate w naturalne antyoxydanty, żel z irlandzkiego (!) mchu i olej z migdałów.




Maska prezentuje się tak

A jak na buzi to znajdziecie na blogu Marti (nie pogniewasz się mam nadzieję :).
Ma zupełnie inną konsystencję niż Oatifix; jest gładsza w dotyku, bardziej maziowata, zawiera kawałki jagód a po nałożeniu na buzię dośc szybko tężeje trochę jak zaprawa cementowa... Ma też podobny kolor ale rzecz jasna nie zapach ;) Dla mnie trochę za mocna, ale przed planowanym wielkim wyjściem w sytuacjach podbramkowych na pewno ratuje nasz wygląd.

W następnym poście przedstawię Wam moje lushowe nabytki mydełkowo-szmponowo-masełkowe. Zapraszam zainteresowanych.

Mam dla Was przy okazji pytanie-propozycję z rodzaju gangsterskich (nie do odrzucenia). Czy interesowałby Was post czy raczej kilka postów z cyklu "Przewodnik po produktach Lush"?
Otóż do swoich zakupów otrzymałam 48-stronicową gazetę opisującą bardzo dokładnie cały (chyba) asortyment tej firmy.

Oczywiście wszystkie informacje można znaleźc na ich międzynarodowych stronach ale ostatecznie dla wielu z nas języki obce są obce więc może taka baza wiedzy o Lushu byłaby pomocna w zakupach. Co Wy na to?

Na zakończenie tego dzisiejszego elaboratu chcę serdecznie podziękowac Marti z bloga Beauty And Mac za nieocenioną pomoc w moich lushowych zakupach. Bez Ciebie byłabym jak dziecko w lushowej mgle ;)

Miłej niedzieli z maseczkami maści wszelakiej:)

33 komentarze:

  1. Nie wiem czy bardziej zazdroszczę Ci Londynu w zimie (moje marzenie ;)), czy tych zakupów. ;) O Lush już się tyle naczytałam, że chyba w końcu się zdecyduję. ;) A może wrzucisz jakieś zdjęcia z Londynu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mam ich za wiele, bo jeśli czytałaś o moich perypetiach wyjazdowych nie miałam telefonu a co dopiero aparatu ("przecież zrobię zdjęcia telefonem to po co mam się obtykac z aparatem" ;))

      Usuń
  2. Wielka szkoda że u nas nie ma Lush. Na pewno kupiłabym jakąś maseczkę...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja baaaardzo chętnie poczytam przewodnik po produktach lush :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam jeszcze o tej marce, ale myślę, że to świetny pomysł. Szkoda, że w Polsce jeszcze nie ma takiej marki (chyba, że jest a ja jestem niedoinformowana).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są różne "mydlarnie" ale o produktach typu Lush też nie słyszałam w PL.

      Usuń
  5. muszę kiedyś dorwać się do tej katastrofy - nie dosyć, że idealnie wpasowana w potrzeby mojej skóry, z którą problemów nie pozbędę się chyba do późnej pięćdziesiątki, to jeszcze jagody.... hmmmm ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak do końca nigdy nie wiem czy blueberry to jagoda czy borówka...

      Usuń
  6. Szkoda że u nas nie ma tak miłej obsługi T.T a kosmetyki w 100% naturalne... mmm... ja bym chyba zjadła XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawia się ewentualnośc konsumpcji, bo zapachy przesmakowite :)

      Usuń
  7. no kochana pojechalas z tematem, od deski do deski przeczytalam:)))
    Ja uwielbiam Catastrophe, mi nie tężeje:)
    Genialna, boska i świetna w zapachu, ja polecam jeszcze ocean scrub:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długie co? Doceniam wytrwałośc ale przecież Ty akurat to wszystko wiesz :)

      Usuń
    2. no wiem ale uwielbiam czytać Twoje wpisy:) Sa dużo treściwsze niż moje, poza tym troszke róznych kupiłysmy:)))

      Usuń
  8. Zazdroszczę Ci wizyty w tym bajkowym sklepie.
    Chętnie poczytam więcej postów o Lushowych cudach.
    Od siebie też polecam maseczkę Cupcake.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie słyszałam jeszcze o tej maseczce, fajna recenzja . Musze się rozejrzeć za nią ;)

    zapraszam na mojego bloga ;)
    Pozdrawiam
    http://cherrylassie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana, spadłaś mi z nieba tym postem. Wybieram sie do Lush od dawna, walcze ze skórą i szukam dobrej maski nawilzajacej :) Dzieki (tak, chciałabym poczytać więcej)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przewodnik jest zawsze mile widziany:)))
    Przetestowalam prawie cala oferte Lush'a i mam swoich ulubiencow. Maja lepsze o gorsze produkty ale maske CC uwielbiam podobnie jak Aqua Marine. To moje must have:) Jednak pomimo, ze firme dobrze poznalam to nadal kazda wizyta konczy sie slinotokiem;))) no i te zapachy!
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknie opisałaś te maseczki :) Ty już wiesz, że ja bym chętnie tę franczyzę Lush'a otworzyła, ale to pierońsko trudne jest :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie "męczy" szampon w kostce... :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam na rozdanie do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. zazdraszczam tego lushu i uwazam, ze takie posty bylyby rewelacyjne:)

    OdpowiedzUsuń
  16. moje dwie najukochańsze maseczki :)

    Oatfix oddawaj :) jak ja za nim tęsknie.. skończył mi się 2 tygodnie temu, a tak się przyzwyczaiłam do tego mojego Lushowego rytuału..

    PS: dodam od siebie, że termin ważności 4 tygodnie, co w praktyce przenosi się na wspomniane przez Ciebie 2-3 tygodnie mają tylko świeże maseczki, właśnie te śliczności, co nam pokazałaś :) i tylko maseczki trzeba w lodówce trzymać.. reszta produktów to już termin 3 miesiące i w górę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Chcemy artykuł o lushowych cudakach! :) Koniecznie.
    Każdemu się przyda jeśli ma zamiar wybrać się na zakupy do UK. Maseczki naprawdę smakowite.

    OdpowiedzUsuń
  18. ja ciagle jak wchodze do LUsh'a to dostaje oczoplasu bo wydaje mi sie ,ze co roz sa tam nowe produkty:)A ta maseczkz migdalami i bananami narobilas mi smaka:)))A jesli chcialabys cos z Lush'a to sluze pomoca:)

    OdpowiedzUsuń
  19. bardzo lubiłam lusha dopóki nie zaczął coraz dziwaczniej traktowac klientów - skasowali okienko na uwagi do zamówien, nie ma już próbek, zniknęły puszki dodawane do dwóch szamponów, strona w czasie trwania promocji jest w zasadzie nieosiągalna i same takie kwiatki, a w dodatku niestety jak się wczytac w niektóre składy, np skłądy mydeł i szamponów, to nie są tak do konca naturalne - ale mam kilka ulubionych kosmetyków z tej firmy, do których należą własnie niektóre świeże masecki

    OdpowiedzUsuń
  20. Marzy mi sie wyprawa do lush'a... Moze juz wkrotce:)

    OdpowiedzUsuń
  21. też został mi wykonany mini masaż w salonie lusha :) zakupiłam maseczke i dostałam tę samą gazetkę :)

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, nawet te negatywne. Proszę jednak aby były one kulturalne. W przeciwnym razie zastrzegam sobie prawo do ich usunięcia.

Blog template designed by SandDBlast